czwartek, 22 marca 2012

Okiem polskiego kibica – krótki komentarz do dyscyplin, które miały swoje ważne wydarzenia w miniony weekend, 16 – 18. 03. 2012r.


Finałem Pucharu Świata w Szwecji, zakończyła się kolejna edycja walki o Kryształową Kulę w narciarstwie biegowym. O wynikach i postawie Justyny Kowalczyk, która w tym sezonie została drugą zawodniczką świata, pisałem w innym miejscu. Po trzech latach kończenia tej rywalizacji na najwyższym stopniu podium, jest to też piękny sukces naszej zawodniczki. Nie było przecież Mistrzostw Świata i Olimpiady, które odbędą się odpowiednio za rok i za dwa lata. W perspektywie tych wydarzeń, ten sezon, jakby przygotowawczy, trzeba uznac Justynie, za więcej niż udany. O sugestiach i planach w jej przygotowaniach też już wiemy i jesteśmy przekonani, że zrobi wszystko by na wspomniane imprezy była w najwyższej dyspozycji. Oczywiście, jeżeli PZN stanie na wysokości zadania. Po zawodach w Fallun, Kowalczyk w ekspresowym tempie, samolotem, wróciła do kraju i wcześniej niż planowano, we wtorek, poddała się artroskopii kolana. Według lekarzy operacja, która trwała niecałą godzinę, udała się bardzo dobrze. Jak wiemy, choć niewiele się o tym mówiło, kontuzji nabawiła się w czasie letnich przygotowań, w czerwcu. Nie wiemy i pewno nigdy się nie dowiemy, czym kierowano się, że zabiegu nie wykonano przed sezonem startowym. Czy opłacało się w tym stanie, owszem, pod czujnym okiem specjalisty, ale na odległośc, wziąć udział w ciężkim, męczącym i bardzo eksploatującym przecież nogi, całym cyklu Pucharu Świata. Nie było w tym sezonie Mistrzostw Świata, Europy, Olimpiady ani innych zawodów, w których, z takich czy innych względów, musiała by startować. Na pewno mogła częściowo sobie odpuścić zmagania, a zaliczyć kilka, w tym Tour de Ski, w których i tak, z dużą dozą prawdopodobieństwa, byłaby najlepsza. Czy była to sportowa ambicja, chęc zdobycia po raz czwarty z rzędu, Kryształowej Kuli, możliwość zarobienia pokaźnych kwot /tyle, co zarobiła w tym roku, nie zarobiła jeszcze nigdy/, udowodnienie sobie i nie tylko, że nawet z kontuzją potrafi walczyc do upadłego. Przypuszczenia możemy snuc różne i lepiej się w to nie angażowac. Oby wszystko zagrało i dwa następne sezony, z dużo bardziej liczącymi się imprezami, były dla Justyny pasmem radosnych dla nas i dla niej, sukcesów.   
W nawiązaniu do zdania o PZN-nie i jego „staniu na wysokości zadania”, nasuwa się pytanie: co z biegami narciarskimi – włączając w to biathlon i kombinację norweską, poza oczywiście, Justyną Kowalczyk? W tym sezonie, po marnych występach na początku zmagań pucharowych, nasze kadrowiczki zniknęły z pola widzenia. Wiemy, o jeszcze wcześniejszej dyskwalifikacji K. Marek, o leczonych kontuzjach, kłopotach zdrowotnych, niedyspozycjach z niewiadomych powodów itd.,  S. Jaśkowiec, P. Maciuszek i innych naszych zawodniczek. W śród mężczyzn, o M. Kreczmerze, który pomaga nieco Justynie, M. Michałku, J. Krężeloku lub innych, słyszeliśmy bardzo niewiele, i to w nienajlepszym wydaniu ich startów. W biathlonie, nasi reprezentanci, z niewielkimi przebłyskami – głównie kobiet,  byli w ogonie światowej czołówki. Miotający się trochę w swoich zamierzeniach i startach Tomek Sikora, przysporzył nam już tyle radosnych chwil,że może już sobie odpocząć. Kombinacja norweska, w której, starsze pokolenie kibiców doskonale pamięta choćby Pawlusiaka, Długopolskiego, mieliśmy kiedyś liczące się wyniki, zupełnie leży na łopatkach. Cisza o dwuboju klasycznym, czyli kombinacji norweskiej, jest totalna, no bo co tu mówic, jak nic się nie dzieje. Czy ktoś, kto jest odpowiedzialny za taki stan rzeczy to widzi? Czy ma zamiar coś w tej materii poprawić, zmienić? Z takimi władzami, z p. A. Tajnerem na czele, który niewiele zrobił jako trener kadry skoczków  i na plecach A. Małysza zasiadł na wygodnym i bezpiecznym jak dotąd stołku, a co za tym idzie, z taką kadrą trenerską, wyłączając trenera J. Kowalczyk – A. Wieretielnego / choć może, nie koniecznie/, na pewno, niewiele da się zdziałać, sądząc po dotychczasowych „osiągnięciach” tego „teamu”.  Liczymy jednak, że ktoś trząśnie tym marazmem, ktoś to zauważy i zdąży wyprowadzić te dyscypliny z tego zastoju na prostą, prowadzącą do zadowalających nas wyników, na wspomnianych wyżej, najważniejszych imprezach. Tego sobie życzymy i na to czekamy.
O „królowaniu” Norwegii w biegach narciarskich możemy spokojnie zapomnieć. Może w śród pań widoczna jest supremacja w biegach, i to dystansowych, to w pozostałych konkurencjach rywalizacja bardzo się wyrównała. Sprint wygrała przecież, i to przed czasem, znakomita amerykanka, Kikken Randal, przy 4-tym miejscu naszej Justyny Kowalczyk, która stanęła na drugim stopniu podium w „generalce” i na dystansach. Natomiast chimeryczny w swoich tegorocznych występach Peter Nordhug, kreowany przed sezonem na absolutnego „króla” nart, nie sprostał zadaniu i odpuszczając końcówkę Pucharu, uplasował się na 3-m miejscu w punktacji generalnej, za Szwajcarem, Dario Cologną, który obronił Kryształowa Kulę z zeszłego roku i Kanadyjczykiem, Devonem Kershowem. W punktacji dystansów wyprzedził go jeszcze Rosjanin, Aleksander Legkow. W sprincie inny Norweg, Eric Bransdal zdołał zając trzecie miejsce, za Nikołajem Moriłowem z Rosji i zwycięzcą tej konkurencji, Szwedem Teodorem Petersonem. W biathlonie, poza Emilem Swendswenem, Norwegowie też nie błyszczeli. Podobna sytuacja ma miejsce w Kombinacji Norweskiej. Polska, ze swoim potencjałem, przede wszystkim, zawodniczym, może włączyć się do szerokiej i emocjonującej karuzeli sportów narciarstwa klasycznego.
Zakończył się też, jak wiemy, Puchar Świata w kokach narciarskich. K. Stoch nie zawiódł i jego 5 miejsce w generalnej punktacji jest dużym, aczkolwiek zamierzonym, osiągnięciem. Zdobył szlify w czołówce światowej, ale czeka go jeszcze dużo pracy, poprawy swoich umiejętności, zdobycia nowych, dla niego, tajników skakania, obycia na wszystkich skoczniach i tak istotnego błysku, by być postrachem dla najlepszych jakim był, ciśnie się na usta, Adam Małysz. Nasza młodzież robi stałe postępy, zaczyna pokazywać się z dobrej strony w konkursach P. Ś. Spodziewamy się jednak trochę możliwego przecież, szybszego tempa tych, pozytywnych zmian. Dalej odczuwamy pewien chaos w poczynaniach szkoleniowych, brak wyraźnego kierunku, co skutkuje wieloma niepowodzeniami, wpadkami naszych zawodników, a z naszej, kibiców strony, często pokaźnego niedosytu. Nie ujmując wiele Łukaszowi Kruczkowi, Robertowi Mateji i pozostałym szkoleniowcom, którzy na pewno potrzebują wsparcia lepszych od siebie, sprawa dotyczy, chyba przede wszystkim, władz, o których wspominałem poprzednio.
  Adam Małysz ma być konsultantem kadry, ale to nie załatwi sprawy. On sam, w swojej wspaniałej karierze, potrzebował pomocy fachowców z najwyższej półki i nie wiadomo czy da sobie radę w nowej dla niego, roli i sytuacji. A „kozłem ofiarnym” w razie niepowodzeń, można zostać bardzo łatwo. I tu, bo przecież dotyczy to tych samych osób i władz, o których wyżej, mamy nadzieję, że sytuacja zmieni się diametralnie na korzyśc naszej reprezentacji skoczków. Dochodzi jeszcze zagadnienie, czy może w naszej rzeczywistości, problem, nad którym należy z odpowiedzialnością i uwagą, mądrze się pochylić. Możliwości i chęci na pewno są. To skoki narciarskie kobiet, które we wszystkich, liczących się w tej dyscyplinie, w śród mężczyzn, krajach, a nawet w tych, nieosiągających dotąd dobrych wyników, wprowadzono już od jakiegoś czasu. Znając odwagę naszych usportowionych pań, można i u nas, myślę z pozytywnym skutkiem, spróbowac. Byle nie za późno, bo znowu zostaniemy w ogonie.  
Teraz trochę, bo emocje już nieco opadły, o Final Four w siatkarskiej Lidze Mistrzów. Obdarzenie nas, w tym wypadku Łodzi, organizacją tej imprezy, skutkowało jedynie dostaniem się Skry Bełchatów, tylnymi drzwiami do tych zawodów. Koszty organizacyjne, podobno, nieco mniejsze niż w poprzednich takich turniejach, z których już dwa w ostatnich latach, również „wciśnięto” naszemu klubowi, były i tak udziałem Polski.  Jako gospodarza, ominęły ją dwie rundy play-offu oraz zafundowanie handicapu rozstawienia w turnieju finałowym, choć bardziej ten przywilej przysługiwał klubowi z Trentino. Stąd porażka Włochów z zespołem z Kazania w pierwszym meczu i przymusowa gra o trzecie miejsce, wysoko wygrana /3 : 0/ z Izmirem, który debiutował w tak prestiżowej imprezie. Nie ujmuje to nic wspaniałej postawie Skry w minimalnie - na przewagi przegranym / 2 : 3/, pojedynku   o mistrzostwo L. M., z Kazaniem. 
 O meczu tym pisałem w innym miejscu. Po opadnięciu emocji, jak już pisałem, nasuwają się pewne spostrzeżenia o niedociągnięciach naszej drużyny, co w kontekście wielu kadrowiczów występujących w Skrze, ma swoje niebagatelne znaczenie. Dotyczy to błędów taktyczno-technicznych, popełnianych przez naszych reprezentantów, nie wypełnianie poleceń czy sugestii trenera. Obok, niekiedy koncertowej gry, pojawiały się i to prawie seryjnie, dość przejrzyste mankamenty: małe urozmaicenie, powtarzalnośc, a co za tym idzie przewidywanie przez przeciwnika niektórych zagrań i schematów, trochę bezmyślne „bicie w mur”- dosłownie, mało gry środkiem, brak asekuracji, nienajlepsze rozgrywanie przez wystawiającego, /choć tu mamy w kadrze Polski doskonałego, ale nie zawsze, P. Zagumnego /. Jest więc dużo do poprawiania i udoskonalania. W Lidze Światowej, a tym bardziej na Olimpiadzie, nie można sobie pozwolic na takie błędy. Do tego dochodzi„wojna” psychologiczna, a właściwie nastawienie i odpornośc psychiczna. Jest więc nad czym pracować, tak w klubach jak i w kadrze.
Ruszyła Formuła 1. Również w miniony weekend, na torze pod Melbourne w Australii, rozpoczęli rywalizację najlepsi kierowcy. Bezkonkurencyjnego w ubiegłym roku teamu Red Bulla dogonił, a właściwie wyprzedził McLaren. W rywalizacji pozostałych zespołów, na razie, nie zaszły wielkie zmiany. W zawodach, w Melbourne zawsze mamy do czynienia z niespodziankami, in pinus, dla kilku renomowanych kierowców, jak na początek sezonu przystało. Do takich można zaliczyć nieukończenie wyścigu przez dobrze jadącego cały czas M. Schumakera oraz F. Massę, który wydawałoby się, że w końcu wróci do dobrego ścigania. Było jeszcze kilka, ale mniej wartych odnotowania. Grand Prix Australii wygrał J. Button- McLaren, przed S. Fettelem- Red Bull, L. Hamiltonem- McLaren i M. Webberem- Red Bull. Nieco większą, bo ponad 20 sekundową stratę zanotował 5-y na mecie F. Alonso- Ferrari. On to właśnie, wielki przyjaciel naszego Roberta Kubicy, z utęsknieniem czeka na niego, na jego powrót na tory Formuły 1, by wesprzeć zespół Ferrari w walce z wspomnianymi wyżej potentatami. Alonso pierwszy odwiedził Roberta w szpitalu i ciągle wyraża troskę o jego zdrowie. Nie ukrywa też, że tylko Kubica może zastąpić słabo spisującego się Massę, lub ewentualnego, obecnego kierowcę testowego teamu Ferrari, J. Trullego. Wiadomo też, że stanem naszego kierowcy interesują się nie tylko władze Ferrari, ale całe Włochy kibicujące Formule 1, gdzie Robert mieszka i gdzie jest bardzo lubiany. Na jego powrót czkają też kierowcy i ludzie na najwyższych szczeblach Formuł 1.
  Czekamy, przede wszystkim, my, polscy kibice, dla których Robert Kubica to, nie tylko sportowiec, to człowiek, który nobilitował Polskę w światowej motoryzacji, który przysporzył nam wiele pozytywnych wzruszeń i emocji. W ogóle, dla nas Formuła 1, bez niego, jest trochę bezbarwna, pozbawiona dreszczyku, który zapewniał nam Robert swoimi startami. Czy wróci? To pytanie zadaje sobie cały świat związany z motoryzacją. Jego kontuzja, której, jak wiemy, nabawił się podczas odradzanego mu startu w Rajdzie Andory jest bardzo poważna. Z niewielkich „przecieków” z tematu „tabu”, o co dba on sam i jego otoczenie możemy wnioskowc, że jego mozolna i długotrwała rehabilitacja przebiega pomyślnie, ale czy przyniesie powrót do F-1, tego nikt dobrze nie wie, myślę, że nawet sami lekarze. Jeżeli główną przyczyną jego niedyspozycji, jest uszkodzenie nerwu promieniowego, jak przypuszczamy, to tylko skala tego uszkodzenia oraz bardzo trudna i męcząca rehabilitacja, mogą pozytywnie rokować, w dążeniu do pełnej sprawności, która jest niezbędna do prowadzenia bolidu F-1. Życzymy mu tego z całego serca, zasłużył na to. Chcemy go jeszcze oglądac, jego pogodną, spokojną twarz i jego znakomitą postawę na torach Formuły-1

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz