czwartek, 22 marca 2012

Okiem polskiego kibica – krótki komentarz do dyscyplin, które miały swoje ważne wydarzenia w miniony weekend, 16 – 18. 03. 2012r.


Finałem Pucharu Świata w Szwecji, zakończyła się kolejna edycja walki o Kryształową Kulę w narciarstwie biegowym. O wynikach i postawie Justyny Kowalczyk, która w tym sezonie została drugą zawodniczką świata, pisałem w innym miejscu. Po trzech latach kończenia tej rywalizacji na najwyższym stopniu podium, jest to też piękny sukces naszej zawodniczki. Nie było przecież Mistrzostw Świata i Olimpiady, które odbędą się odpowiednio za rok i za dwa lata. W perspektywie tych wydarzeń, ten sezon, jakby przygotowawczy, trzeba uznac Justynie, za więcej niż udany. O sugestiach i planach w jej przygotowaniach też już wiemy i jesteśmy przekonani, że zrobi wszystko by na wspomniane imprezy była w najwyższej dyspozycji. Oczywiście, jeżeli PZN stanie na wysokości zadania. Po zawodach w Fallun, Kowalczyk w ekspresowym tempie, samolotem, wróciła do kraju i wcześniej niż planowano, we wtorek, poddała się artroskopii kolana. Według lekarzy operacja, która trwała niecałą godzinę, udała się bardzo dobrze. Jak wiemy, choć niewiele się o tym mówiło, kontuzji nabawiła się w czasie letnich przygotowań, w czerwcu. Nie wiemy i pewno nigdy się nie dowiemy, czym kierowano się, że zabiegu nie wykonano przed sezonem startowym. Czy opłacało się w tym stanie, owszem, pod czujnym okiem specjalisty, ale na odległośc, wziąć udział w ciężkim, męczącym i bardzo eksploatującym przecież nogi, całym cyklu Pucharu Świata. Nie było w tym sezonie Mistrzostw Świata, Europy, Olimpiady ani innych zawodów, w których, z takich czy innych względów, musiała by startować. Na pewno mogła częściowo sobie odpuścić zmagania, a zaliczyć kilka, w tym Tour de Ski, w których i tak, z dużą dozą prawdopodobieństwa, byłaby najlepsza. Czy była to sportowa ambicja, chęc zdobycia po raz czwarty z rzędu, Kryształowej Kuli, możliwość zarobienia pokaźnych kwot /tyle, co zarobiła w tym roku, nie zarobiła jeszcze nigdy/, udowodnienie sobie i nie tylko, że nawet z kontuzją potrafi walczyc do upadłego. Przypuszczenia możemy snuc różne i lepiej się w to nie angażowac. Oby wszystko zagrało i dwa następne sezony, z dużo bardziej liczącymi się imprezami, były dla Justyny pasmem radosnych dla nas i dla niej, sukcesów.   
W nawiązaniu do zdania o PZN-nie i jego „staniu na wysokości zadania”, nasuwa się pytanie: co z biegami narciarskimi – włączając w to biathlon i kombinację norweską, poza oczywiście, Justyną Kowalczyk? W tym sezonie, po marnych występach na początku zmagań pucharowych, nasze kadrowiczki zniknęły z pola widzenia. Wiemy, o jeszcze wcześniejszej dyskwalifikacji K. Marek, o leczonych kontuzjach, kłopotach zdrowotnych, niedyspozycjach z niewiadomych powodów itd.,  S. Jaśkowiec, P. Maciuszek i innych naszych zawodniczek. W śród mężczyzn, o M. Kreczmerze, który pomaga nieco Justynie, M. Michałku, J. Krężeloku lub innych, słyszeliśmy bardzo niewiele, i to w nienajlepszym wydaniu ich startów. W biathlonie, nasi reprezentanci, z niewielkimi przebłyskami – głównie kobiet,  byli w ogonie światowej czołówki. Miotający się trochę w swoich zamierzeniach i startach Tomek Sikora, przysporzył nam już tyle radosnych chwil,że może już sobie odpocząć. Kombinacja norweska, w której, starsze pokolenie kibiców doskonale pamięta choćby Pawlusiaka, Długopolskiego, mieliśmy kiedyś liczące się wyniki, zupełnie leży na łopatkach. Cisza o dwuboju klasycznym, czyli kombinacji norweskiej, jest totalna, no bo co tu mówic, jak nic się nie dzieje. Czy ktoś, kto jest odpowiedzialny za taki stan rzeczy to widzi? Czy ma zamiar coś w tej materii poprawić, zmienić? Z takimi władzami, z p. A. Tajnerem na czele, który niewiele zrobił jako trener kadry skoczków  i na plecach A. Małysza zasiadł na wygodnym i bezpiecznym jak dotąd stołku, a co za tym idzie, z taką kadrą trenerską, wyłączając trenera J. Kowalczyk – A. Wieretielnego / choć może, nie koniecznie/, na pewno, niewiele da się zdziałać, sądząc po dotychczasowych „osiągnięciach” tego „teamu”.  Liczymy jednak, że ktoś trząśnie tym marazmem, ktoś to zauważy i zdąży wyprowadzić te dyscypliny z tego zastoju na prostą, prowadzącą do zadowalających nas wyników, na wspomnianych wyżej, najważniejszych imprezach. Tego sobie życzymy i na to czekamy.
O „królowaniu” Norwegii w biegach narciarskich możemy spokojnie zapomnieć. Może w śród pań widoczna jest supremacja w biegach, i to dystansowych, to w pozostałych konkurencjach rywalizacja bardzo się wyrównała. Sprint wygrała przecież, i to przed czasem, znakomita amerykanka, Kikken Randal, przy 4-tym miejscu naszej Justyny Kowalczyk, która stanęła na drugim stopniu podium w „generalce” i na dystansach. Natomiast chimeryczny w swoich tegorocznych występach Peter Nordhug, kreowany przed sezonem na absolutnego „króla” nart, nie sprostał zadaniu i odpuszczając końcówkę Pucharu, uplasował się na 3-m miejscu w punktacji generalnej, za Szwajcarem, Dario Cologną, który obronił Kryształowa Kulę z zeszłego roku i Kanadyjczykiem, Devonem Kershowem. W punktacji dystansów wyprzedził go jeszcze Rosjanin, Aleksander Legkow. W sprincie inny Norweg, Eric Bransdal zdołał zając trzecie miejsce, za Nikołajem Moriłowem z Rosji i zwycięzcą tej konkurencji, Szwedem Teodorem Petersonem. W biathlonie, poza Emilem Swendswenem, Norwegowie też nie błyszczeli. Podobna sytuacja ma miejsce w Kombinacji Norweskiej. Polska, ze swoim potencjałem, przede wszystkim, zawodniczym, może włączyć się do szerokiej i emocjonującej karuzeli sportów narciarstwa klasycznego.
Zakończył się też, jak wiemy, Puchar Świata w kokach narciarskich. K. Stoch nie zawiódł i jego 5 miejsce w generalnej punktacji jest dużym, aczkolwiek zamierzonym, osiągnięciem. Zdobył szlify w czołówce światowej, ale czeka go jeszcze dużo pracy, poprawy swoich umiejętności, zdobycia nowych, dla niego, tajników skakania, obycia na wszystkich skoczniach i tak istotnego błysku, by być postrachem dla najlepszych jakim był, ciśnie się na usta, Adam Małysz. Nasza młodzież robi stałe postępy, zaczyna pokazywać się z dobrej strony w konkursach P. Ś. Spodziewamy się jednak trochę możliwego przecież, szybszego tempa tych, pozytywnych zmian. Dalej odczuwamy pewien chaos w poczynaniach szkoleniowych, brak wyraźnego kierunku, co skutkuje wieloma niepowodzeniami, wpadkami naszych zawodników, a z naszej, kibiców strony, często pokaźnego niedosytu. Nie ujmując wiele Łukaszowi Kruczkowi, Robertowi Mateji i pozostałym szkoleniowcom, którzy na pewno potrzebują wsparcia lepszych od siebie, sprawa dotyczy, chyba przede wszystkim, władz, o których wspominałem poprzednio.
  Adam Małysz ma być konsultantem kadry, ale to nie załatwi sprawy. On sam, w swojej wspaniałej karierze, potrzebował pomocy fachowców z najwyższej półki i nie wiadomo czy da sobie radę w nowej dla niego, roli i sytuacji. A „kozłem ofiarnym” w razie niepowodzeń, można zostać bardzo łatwo. I tu, bo przecież dotyczy to tych samych osób i władz, o których wyżej, mamy nadzieję, że sytuacja zmieni się diametralnie na korzyśc naszej reprezentacji skoczków. Dochodzi jeszcze zagadnienie, czy może w naszej rzeczywistości, problem, nad którym należy z odpowiedzialnością i uwagą, mądrze się pochylić. Możliwości i chęci na pewno są. To skoki narciarskie kobiet, które we wszystkich, liczących się w tej dyscyplinie, w śród mężczyzn, krajach, a nawet w tych, nieosiągających dotąd dobrych wyników, wprowadzono już od jakiegoś czasu. Znając odwagę naszych usportowionych pań, można i u nas, myślę z pozytywnym skutkiem, spróbowac. Byle nie za późno, bo znowu zostaniemy w ogonie.  
Teraz trochę, bo emocje już nieco opadły, o Final Four w siatkarskiej Lidze Mistrzów. Obdarzenie nas, w tym wypadku Łodzi, organizacją tej imprezy, skutkowało jedynie dostaniem się Skry Bełchatów, tylnymi drzwiami do tych zawodów. Koszty organizacyjne, podobno, nieco mniejsze niż w poprzednich takich turniejach, z których już dwa w ostatnich latach, również „wciśnięto” naszemu klubowi, były i tak udziałem Polski.  Jako gospodarza, ominęły ją dwie rundy play-offu oraz zafundowanie handicapu rozstawienia w turnieju finałowym, choć bardziej ten przywilej przysługiwał klubowi z Trentino. Stąd porażka Włochów z zespołem z Kazania w pierwszym meczu i przymusowa gra o trzecie miejsce, wysoko wygrana /3 : 0/ z Izmirem, który debiutował w tak prestiżowej imprezie. Nie ujmuje to nic wspaniałej postawie Skry w minimalnie - na przewagi przegranym / 2 : 3/, pojedynku   o mistrzostwo L. M., z Kazaniem. 
 O meczu tym pisałem w innym miejscu. Po opadnięciu emocji, jak już pisałem, nasuwają się pewne spostrzeżenia o niedociągnięciach naszej drużyny, co w kontekście wielu kadrowiczów występujących w Skrze, ma swoje niebagatelne znaczenie. Dotyczy to błędów taktyczno-technicznych, popełnianych przez naszych reprezentantów, nie wypełnianie poleceń czy sugestii trenera. Obok, niekiedy koncertowej gry, pojawiały się i to prawie seryjnie, dość przejrzyste mankamenty: małe urozmaicenie, powtarzalnośc, a co za tym idzie przewidywanie przez przeciwnika niektórych zagrań i schematów, trochę bezmyślne „bicie w mur”- dosłownie, mało gry środkiem, brak asekuracji, nienajlepsze rozgrywanie przez wystawiającego, /choć tu mamy w kadrze Polski doskonałego, ale nie zawsze, P. Zagumnego /. Jest więc dużo do poprawiania i udoskonalania. W Lidze Światowej, a tym bardziej na Olimpiadzie, nie można sobie pozwolic na takie błędy. Do tego dochodzi„wojna” psychologiczna, a właściwie nastawienie i odpornośc psychiczna. Jest więc nad czym pracować, tak w klubach jak i w kadrze.
Ruszyła Formuła 1. Również w miniony weekend, na torze pod Melbourne w Australii, rozpoczęli rywalizację najlepsi kierowcy. Bezkonkurencyjnego w ubiegłym roku teamu Red Bulla dogonił, a właściwie wyprzedził McLaren. W rywalizacji pozostałych zespołów, na razie, nie zaszły wielkie zmiany. W zawodach, w Melbourne zawsze mamy do czynienia z niespodziankami, in pinus, dla kilku renomowanych kierowców, jak na początek sezonu przystało. Do takich można zaliczyć nieukończenie wyścigu przez dobrze jadącego cały czas M. Schumakera oraz F. Massę, który wydawałoby się, że w końcu wróci do dobrego ścigania. Było jeszcze kilka, ale mniej wartych odnotowania. Grand Prix Australii wygrał J. Button- McLaren, przed S. Fettelem- Red Bull, L. Hamiltonem- McLaren i M. Webberem- Red Bull. Nieco większą, bo ponad 20 sekundową stratę zanotował 5-y na mecie F. Alonso- Ferrari. On to właśnie, wielki przyjaciel naszego Roberta Kubicy, z utęsknieniem czeka na niego, na jego powrót na tory Formuły 1, by wesprzeć zespół Ferrari w walce z wspomnianymi wyżej potentatami. Alonso pierwszy odwiedził Roberta w szpitalu i ciągle wyraża troskę o jego zdrowie. Nie ukrywa też, że tylko Kubica może zastąpić słabo spisującego się Massę, lub ewentualnego, obecnego kierowcę testowego teamu Ferrari, J. Trullego. Wiadomo też, że stanem naszego kierowcy interesują się nie tylko władze Ferrari, ale całe Włochy kibicujące Formule 1, gdzie Robert mieszka i gdzie jest bardzo lubiany. Na jego powrót czkają też kierowcy i ludzie na najwyższych szczeblach Formuł 1.
  Czekamy, przede wszystkim, my, polscy kibice, dla których Robert Kubica to, nie tylko sportowiec, to człowiek, który nobilitował Polskę w światowej motoryzacji, który przysporzył nam wiele pozytywnych wzruszeń i emocji. W ogóle, dla nas Formuła 1, bez niego, jest trochę bezbarwna, pozbawiona dreszczyku, który zapewniał nam Robert swoimi startami. Czy wróci? To pytanie zadaje sobie cały świat związany z motoryzacją. Jego kontuzja, której, jak wiemy, nabawił się podczas odradzanego mu startu w Rajdzie Andory jest bardzo poważna. Z niewielkich „przecieków” z tematu „tabu”, o co dba on sam i jego otoczenie możemy wnioskowc, że jego mozolna i długotrwała rehabilitacja przebiega pomyślnie, ale czy przyniesie powrót do F-1, tego nikt dobrze nie wie, myślę, że nawet sami lekarze. Jeżeli główną przyczyną jego niedyspozycji, jest uszkodzenie nerwu promieniowego, jak przypuszczamy, to tylko skala tego uszkodzenia oraz bardzo trudna i męcząca rehabilitacja, mogą pozytywnie rokować, w dążeniu do pełnej sprawności, która jest niezbędna do prowadzenia bolidu F-1. Życzymy mu tego z całego serca, zasłużył na to. Chcemy go jeszcze oglądac, jego pogodną, spokojną twarz i jego znakomitą postawę na torach Formuły-1

poniedziałek, 19 marca 2012

Sobota – niedziela 15-18. 03. 2012r w Fallun, zakończenie Pucharu Świata w biegach narciarskich.


Trudny, męczący dla zawodników jak i dla nas sezon za nami. Z podziwem i szacunkiem, ale i z lekkim /apetyt rośnie w miarę jedzenia/ niedosytem, chylimy czoła przed samotną walką Justyny Kowalczyk z koalicją norweską i reszty świata, uwieńczoną II miejscem w generalnej punktacji Pucharu Świata.
Sobotni bieg na 10 km techniką klasyczną zakończył się zdecydowanym zwycięstwem naszej zawodniczki przed Norweżkami; Heidi Weng, Therese Jphaug i Marit Bioergen w kolejności zajętych miejsc. Przed 7 kilometrem tego biegu zaczęła odpadc Bioergen, a na trudnym podbiegu pod Moerdarbakken, Heidi i Therese. Przewaga Polki była tak wyraźna i zdecydowana, że z ponad 50 sek. straty do Bioergen z poprzednich wyścigów w cyklu Finału Pucharu Świata, na mecie zostało tylko 6,5 sek. Udowodniła w nim, że ten dystans, tą techniką, jest absolutnie jej konkurencją i należy uznac w niej jej wyższośc i bezkonkurencyjnośc.
 Z taką też przewagą, w niedzielę, M. Bioergen wyruszyła na trasę 10 km. na dochodzenie technika dowolną. Pozostałe zawodniczki miały straty powyżej 1min 14 sek. Justyna, już nieco wypalona i zmęczona sezonem, bez realnych szans na pokonanie M.Bioergen w P. Ś., zdając sobie sprawę ze swojej niedoskonałości w bieganiu „łyżwą”, liczyła się z tym, że może dojść Norweżkę i będą biegły przez jakiś czas razem. Bardziej jednak bała się tego, że jej nie dojdzie, będzie biegła sama, a najgroźniejszy będzie „pociąg” pościgowy za nią, złożony jak wiemy, z wspaniałych Norweżek i zawsze dobrej Szwedki – Ch. Kalli.  Ten scenariusz sprawdził się w jego czarnych, dla Justyny, barwach. Owszem, doszła Marit, by na 4 kilometrze wyraźnie osłabnąć i w szybkim tempie tracic dystans do Norweżki. Natomiast „pociąg” za nią biegł pełną parą, systematycznie doganiając Justyną, by na 2 km. przed metą, wyprzedzić ją i znacznie zbliżyć się do Bioergen, która jednak zwyciężyła z przewagą ponad 46 sek. nad trójką wspomnianych zawodniczek oraz 1 min. i 10 sek. nad Polką. W tej też kolejności i z takimi różnicami czasowymi, zakończył się Finał Pucharu Świata w Fallun.
Teraz generalna punktacja Pucharu Świata i jej wyniki na dystansach.
Generalna:
1. Marit Bioergarn                       - 2689 pkt.
2. Justyna Kowalczyk                   - 2489   ˶
3. Therese Johaug                         -1807   ˶
Sprint:
1.   Kikken Randal                           658      ˶

2. M. C. Falla                                    536      ˶
3. M. Bioergen                                 521      ˶
4. J. Kowalczyk                                 515      ˶

Dystanse :
1. M. Bioergen                                 1448    ˶
2. J. Kowalczyk                                 1324     ˶
3. T. Johaug                                       1231     ˶

Zwrócmy uwagę, że tylko w sprincie Justyna wypadła poza podium, zajmując 4 miejsce /nieszczęsna wywrotka wokół pałacu królewskiego w Sztokholmie w półfinale/. Nasza zawodniczka miała w planie potraktować ten sezon trochę ulgowo, na luzie, chciała wygrac cykl Tour de Ski, i to się udało. To, że walczyła, jak lwica we wszystkich biegach, w których startowała, a było ich, zdaniem wielu obserwatorów trochę za dużo, leży w jej wojowniczej naturze, sportowej złości i ambicji.  W końcu trzy razy z rzędu, w ostatnich latach, zdobyła Kryształową Kulę, A Bioergen wróciła na „tron” po 6 latach. Przed Justyną jeszcze możliwość wspaniałych sukcesów. Może, przy odpowiednim treningu znacznie poprawić swoje techniczne mankamenty. Szkolenie narciarstwa zjazdowego i kroku łyżwowego jest w tym wypadku priorytetem. Swoich wybitnych walorów nie zatraci. Natomiast „astmatyczna” M. Bioergen, wydaje się, że może mieć szczyt swojej kariery za sobą, jest starsza i wszystko co można było zdobyc, już zdobyła, „a lata lecą”. Chciałbym zwrócić uwagę na młodziutką wschodzącą „gwiazdkę” biegów narciarskich, też Norweżkę – Heidi Weng, która już z powodzeniem rywalizuje z czołówką światową. Jeżeli pazerni i wręcz fanatyczni, na sukcesy w swoim narodowym sporcie, trenerzy i norweskie władze sportowe jej nie zmarnują, będzie wielką konkurentką na pewno M. Bioergen, jak i J. Kowalczyk. Na razie nasza mistrzyni musi operacyjnie zreperować kolano/sic!/, odpocząć i wejść w przemyślany do końca,  cykl treninkowy, mając na uwadze przyszłoroczne Mistrzostwa Świata i za dwa lata Olimpiadę w Rosji.

Puchar Świata w skokach narciarskich zakończony, Planica 16 – 18. 2012r.


Sobotni konkurs drużynowy na Letalnicy nie przyniósł zasadniczych zmian, ani wielkich niespodzianek w układzie rywalizacji czołowych i nie tylko drużyn narodowych reprezentacji.
Zwyciężyli Austriacy przed Norwegami i Niemcami. W tym sezonie na uwagę zasługuje dojście do wysokiej formy dwóch Niemców, Severina Freuda i Richarda Fraitaga. Ich znakomita, zwyżkująca cały czas dyspozycja, pozwoliła na nie tylko czołowe miejsca, odpowiednio VIII i VI w generalnej punktacji indywidualnej ale i na zajecie III m.  w Pucharze Narodów. Również Norwegowie , po „suchych” latach, wrócili do bardzo dobrego, równego skakania, a forma doświadczonego A. Bardala była na tyle znakomita w ciągu całego sezonu, że pozwoliła mu wygrac klasyfikację generalną Pucharu Świata i poprowadzić drużynę Norwegii na drugi stopień podium. Nasi skoczkowie zajęli 6 miejsce, co odpowiada aktualnemu poziomowi naszych skoków. Cieszy progresywne zdobywanie doświadczenia i co raz lepsze wyniki młodych polskich skoczków, Kot, Zniszczoł, Murańka, co jednak nie starczyło by włączyć się do walki o czołowe lokaty w „drużynówce”. Sam Kamil Stoch niewiele może zdziałać, zwłaszcza, że jego forma i umiejętności nie są jeszcze na najwyższym poziomie w  przekroju całego sezonu. Podobnie ma się sprawa z zespołami Słowenii i Japonii, które są jednak przed nami. R. Kranjec i Daiki Ito też sami nie dadzą rady, by zagrozić drużynom z pierwszej trójki.
 W niedzielę odbył się ostatni w tym cyklu Pucharu Świata konkurs indywidualny, na mamuciej skoczni w Planicy. Ze wzglądu na przepisy regulaminowe mogło w nim wystartować tylko 30 najlepszych. Ponieważ gospodarzom wolno było zgłosic 4 zawodników, wzięło w nim udział 31 skoczków. W tym układzie naszych wystartowało tylko dwóch, Piotr Żyła I oczywiście Kamil Stoch. Z powodu pogarszających się stale fatalnych warunków wietrznych rozegrano tylko jedną serię skoków. Wygrał Martin Koch z Austrii, przed Simonem Ammannem ze Szwajcarii i Robertem Kranjecem ze Słowenii. Nieco słabiej wypadł K. Stoch zajmując 11 miejsce, a P. Żyła był 21.
W klasyfikacji lotów narciarskich Pucharu Świata zwyciężył Robert Kranjec przed Martinem Kochem i Simonem Ammannem. Kamil Stoch zajął 6 miejsce a Piotr Żyła 23.
Puchar Świata zdobył, jak już wspomniałem Anders Bardal z Norwegii przed Gregorem Schlierenzauerem i Andreasem Koflerem, obaj z Austrii. $ miejsce zajął Japończyk, Daiki Ito a 5 -  Kamil Stoch . Piotr Żyła uplasował się na pozycji 19. Przyszłoroczny sezon i za dwa lata Olimpiada wydają się być obiecującymi dla naszych reprezentantów. Młodzi, przy bardzo dobrym prowadzeniu, niekoniecznie przez rodzimych szkoleniowców, rokują duże lepsze, niż w tym roku, wyniki. Prawidłowe i rzetelne zaangażowanie PZN powinno przynieść rezultaty, jakich się spodziewamy. K. Stoch natomiast, również pod chyba innym, bardziej fachowym i doświadczonym nadzorem, poprawić może swoje umiejętności, zdobyc większe „otrzaskanie” i skakac z błyskiem na wszystkich skoczniach i w każdych warunkach.

17 – 18. 03. 2012r Final Four Ligi Mistrzów w Siatkówce.


PGE Skra Bełchatów była gospodarzem kolejnej edycji  Final Four L. M. siatkarzy. W sobotę, Arkaz Izmir z Turcji wysoko iległ Skrze 0 : 3 , a Włoski zespół Trentino PlanetWin 365, też wyraźnie przegrał z Rosyjskim klubem Zenitem Kazań  1 : 3. W niedzielnym meczu o trzecie miejsce, zwycięzcy poprzedniej edycji Włosi, trochę podrażnieni porażką z Rosjanami rozgromili Izmir 3 : 0 / 25 : 20, 25 : 19, 25 : 19 /.
Mecz o zwycięstwo w tych zawodach był prawdziwa ucztą dla koneserów siatkówki. Tak w Skrze Bełchatów, jak i w Zenicie Kazań aż roiło się od reprezentantów swoich drużyn narodowych. Dlatego tez poziom tego spotkania był bardzo wysoki, a niektóre zagrania i rozwiązania taktyczne były wręcz fajerwerkami siatkarskimi.  Spotkanie było bardzo zacięte, co nie zawsze gwarantuje tak wspaniałe widowisko. Pierwszy set nie zapowiadał tak wyrównanego meczu. Zenit wygrał go dosyć gładko 25 : 15 przy dość nieporadnej i chaotycznej postawie naszej drużyny. Ku naszemu zdumieniu, w drugim secie role się odwróciły. Skra zaczęła grac szybciej, bardziej składnie i przede wszystkim, skuteczniej. W efekcie set zakończył się podobnym wynikiem jak poprzedni, tyle że dla siatkarzy z Bełchatowa 25 : 16. Trzeci set, do wyniku 18 : 18 był bardzo wyrównany i żaden zespół nie mógł  zdobyc nawet dwupunktowego prowadzenia. Dopiero w ostatniej fazie zarysowała się niewielka przewaga Polaków, którzy skrzętnie ją wykorzystali, wygrywając tą partię 25 : 22, co dawało pewną nadzieję na końcowy sukces. Czekał nas jednak t.zw. „horror”. Czwarty set, zacięty i wyrównany,  jak poprzedni, tyle, że do końca. Przy stanie 23 : 24, Rosjanie biorą ”podwójny” czas. Skra, mając piłkę meczową, przegrywa 26 : 24, doprowadzając niepotrzebnie do tie breaka. Jeszcze ciągle tli się iskierka nadziei, bo Zenit ma również gorsze momenty w swojej grze. Początek ostatniej partii świetny – 4 : 1, od tego jednak momentu drużyna z Kazania zaczyna gonic i  wyrównuje.  Znowu „łeb w łeb”. W dramatycznej końcówce Skra ma dwie piłki meczowe, by przegrać seta 15 : 17 i cały mecz 3 : 2. Rozpacz, niekiedy do łez, naszych zawodników.
 
Rozegrali jednak wspaniałe spotkanie, otarli się zwycięstwo w prestiżowej Lidze Mistrzów, będąc po raz pierwszy tak blisko wymarzonego tryumfu. Potwierdzili, że nie tylko reprezentacja aspiruje do ścisłej czołówki światowej, ale i kluby też mają coś do powiedzenia w rozgrywkach na najwyższym szczeblu. Dziękujemy za wspaniałe emocje i czekamy na kolejne dobre występy, tak kadry narodowej, jak i naszych klubów. Siatkarskich.

piątek, 16 marca 2012

Ruszyły cykle zawodów kończących rywalizację o Puchar Świata w narciarstwie biegowym w szwedzkim Fallun i skokach narciarskich, na mamucie w Planicy /Słowenia/. 15–18. 03. 2012r


Finał Pucharu Świata w biegach rozpoczął się od sprintu/1000m./ stylem klasycznym, w Sztokholmie, wokół pałacu królewskiego. Jak wiemy, Justyna Kowalczyk, w półfinale, po serii błędów taktyczno-technicznych, próbując wyjść na prowadzenie, zaliczyła upadek i w końcowym efekcie zajęła w tych zawodach 9 miejsce. Wygrała Norweżka - M. Bioergen, przed J. Iwanową z Rosji i M.C. Fallą, również z Norwegii.
Następnego dnia, 16. 03. W Fallun, odbyła się konkurencja przedłużonego sprintu /2,5 km./stylem dowolnym - czyli łyżwowym, z trudnym podbiegiem na Moerdarbakken, w którym to biegu, normatywy F.I.S. dotyczące podbiegów zostały nieco przekroczone, co w normalnej dyspozycji naszej zawodniczki, byłoby jej przywilejem. Puchar Świata rządzi się swoimi prawami. Zawodniczki startowały pojedynczo, co 45 sek. Już na półmetku tego biegu, właśnie po tym podbiegu, Justyna była trzecia, można powiedzieć, dopiero trzecia. Nie błyskała świeżością, jak Bioergen, wręcz przeciwnie, biegła ciężko, męcząc się okrutnie. Na mecie była czwarta. Zwyciężyła, oczywiście, M. Bioergen, wyprzedzając  Ch. Kallę ze Szwecji i M. Kristoffersen z Norwegii.
 
W obydwu rozegranych zawodach  wyraźnie widać  zmęczenie naszej zawodniczki  intensywnym sezonem. Kowalczyk, mimo wielkiej ambicji i „dawania z siebie wszystkiego”, nie jest już tak świeża, bojowa, zdeterminowana do wygrywania. Startowała w tylu biegach / 32 w 11 krajach /, w ilu nie brała udziału żadna rywalka z czołówki Pucharu Świata. Czekają ją jeszcze dwa biegi w cyklu Finału P.Ś. Mamy nadzieję, że pokaże jeszcze „lwi pazur” i zakończy zmagania, jak na, niestety lub aż „v-ce królową” nart, przystało.
  
W słoweńskiej Planicy, na mamuciej skoczni „Letalnica”,rozpoczęły się w piątek, poprzedzone czwartkowymi kwalifikacjami, ostatnie w tym sezonie zawody Pucharu Świata w skokach narciarskich. W pierwszym konkursie indywidualnym wystąpiło 6-u  Polaków, co należy uznac za sukces. Dobrą postawę naszych zawodników potwierdziło zakwalifikowanie się 5-u z nich do finałowej 30-ki. Dwóch z nich debiutowało w lotach na mamucie i zdobycie przez nich miejsc w pierwszej połowie trzeciej dziesiątki jest bardzo obiecujące, mając na uwadze Olimpiadę, za dwa lata w Soczi. Są młodzi i bardzo młodzi, z niewielkim doświadczeniem w udanych dla nich zawodach i prestiżowych mistrzostwach ale juniorskich.  Maciej Kot był 17, Aleksander Zniszczoł 18, Klemens Murańka 22 i trochę starszy, Piotr Żyła 24. Nieco martwi natomiast nie najwyższa dyspozycja Kamila Stocha. Jego skoki są bardzo dobre, ale niewystarczające na walkę z najlepszymi, o podium, o zwycięstwo. Co prawda, założenie zajęcia w końcowej punktacji Pucharu Świata w pierwszej szóstce jest prawie pewne, co jest wynikiem, można powiedzieć pozytywnym i dobrym. Jednak stać Kamila na więcej. Brak mu błysku, o czym już pisałem, tej zaciętości w walce o najwyższe lokaty. Jego „spokuj” , przy poprawności i niemal nienagannej technice lotu, ale niezupełnie zadowalających nas wynikach, na które go na pewno stać, trochę denerwuje i sprawia wrażenie pewnego niedosytu. Jednak poczekajmy, w następnym sezonie Kamil nas usatysfakcjonuje a jego koledzy będą jasnymi, pewnymi i solidnymi punktami naszej reprezentacji. Konkurs wygrał zawodnik gospodarzy, Słoweniec – Robert Kranjec, przed Simonem Ammannem ze Szwajcarii i Austriakiem Martinem Kochem. Po dzisiejszym konkursie, Norweg -  A. Bardal ma 100pkt. przewagi nad zaciekle goniącym go G. Schlierenzauerem i praktycznie zapewnił już sobie zdobycie Kryształowej Kuli. Na razie czekamy na dwa ostatnie konkursy w lotach, jutro drużynowy a w niedzielę indywidualny, w których nasi potwierdzą, mamy nadzieję, że ich forma i umiejętności rosną a świetlana przyszłośc  przed nimi. Zawody w Planicy, niech będą nie tylko kończącym, ale i jasnym wydarzeniem dla polskich skoków narciarskich w sezonie 2011-2012r.

czwartek, 15 marca 2012

Justyna Kowalczyk v/v Agnieszka Radwańska Przeciwstawne analogie w wyszkoleniu naszych „gwiazd”.


Środowe- 14.03.2012r – występy naszych pan na światowych arenach, skończyły się dotkliwymi, jak na nasze i ich oczekiwania, porażkami.
Justyna w sprincie stylem klasycznym, pod królewskim pałacem w Sztokholmie, już w półfinale zaliczyła wywrotkę i zawody ukończyła na 9 miejscu, grzebiąc praktycznie szanse na zdobycie Pucharu Świata. Zwyciężyła M. Bioergen, która Kryształową Kulę, ma już też praktycznie w kieszeni, przed J. Iwanową z Rosji i Norweżką - M. C. Fallą.
Agnieszka natomiast, w prestiżowym turnieju ATP w Indian Wells, już w cwiercfinale, zaliczyła wysoką porażkę z liderką świtowego rankingu, 0 : 2 / 0:6, 2:6 /, mimo, że właśnie te zawody, szczęśliwym zbiegiem okoliczności, przyniosły naszej zawodniczce 4 miejsce na świtowej liście ATP.
 
Zmagania naszych liderek przynoszą jednak przykrą, ale zasadniczą refleksję; braki i to bardzo widoczne, prawie w każdych zawodach, w sportowym wyszkoleniu. To wyszkolenie obejmuje w większości dyscyplin, kilka podstawowych elementów, takich jak : siła, wytrzymałośc, technika i taktyka. Bez braku jakiegokolwiek z nich lub, co gorsza, więcej, zawodnik, w tym wypadku zawodniczka, nie jest „pełna”. Dochodzi potem do nie przyjemnych, niechcianych rezultatów, w ważnych, na wysokim poziomie zawodach.
Zakładamy, że ze zdrowiem i sprzętem jest wszystko w najlepszym porządku.
Porównujmy: Justyna ma siłę i wytrzymałośc, ale ma też, wyraźne braki w technice i co za tym często idzie, taktyce. Nie pozwala jej to na pełną satysfakcję z wielu swoich startów i wyników, jakie w nich osiąga. Bieganie Polki, powiedzmy sobie szczerze, nie jest ładne, w porównaniu do wielu, z czołówki światowej, zawodniczek, nawet dla przeciętnego kibica. Jest siłowe, „wyżyłowane”, trudy podbiegów nie są, co prawda, dla niej tak ciężkie, jak dla rywalek, ale niestety, nie zawsze przekłada się na końcowy sukces. Gdy jednak dochodzi do zjazdów, zakrętów lub, co gorsza, połączenia tych dwóch – dla Justyny – „przeszkód”, zaczynają się kłopoty: zwalnianie, wybicia z rytmu, oddawanie lepszych, uprzywilejowanych, wygodniejszych pozycji na trasie, wreszcie wywrotki itp. Sytuacje te, na dodatek, wyglądają dosyć rozpaczliwie i często groteskowo, na tym, bądź co bądź, wysokim poziomie. Komentatorzy, my, jak i , na pewno, ona sama, z drżeniem czekamy na trudniejsze, w tym aspekcie, fragmenty trasy, oddychając z ulgą, gdy nic się złego nie stanie.
Agnieszka natomiast gra znakomicie technicznie, co pozwala jej na dobrą taktykę. Jej gra jest urozmaicona, finezyjna i wręcz, niekiedy, subtelna a „fajerwerki” techniczne cieszą oko i budzą podziw wielu fachowców. Dzieje się tak tylko wtedy, jednak, gdy przeciwniczki na to pozwalają. Widzą też oni- ci fachowcy - i komentują kłopoty z  siłą i wytrzymałością Radwańskiej. Te elementy nie pozwalają jej na aspirowanie do najlepszych, osiąganie korzystnych rezultatów z przeciwniczkami „z najwyższej półki”/ Azarenka, Kvitowa. Szarapowa, jeszcze do niedawna siostry Williams/. Aga nie ma często  siły ani czasu na wprowadzenie swojego stylu, jest „miażdżona” atletyką przeciwniczki, której w tym momencie nie jest potrzebna finezja czy estetyka gry. Agnieszka jest wtedy po prostu za słaba fizycznie, za delikatna, za mało agresywna w swoich poczynaniach na korcie. Owszem, traci na tym widowisko. Chodzi jednak o to, żeby grac tak, aby wygrac.
Wnioski nasuwają się same. Wprowadzic do swojego cyklu treningowego nacisk, na te elementy, które są słabe. Obie panie są jeszcze na tyle młodymi zawodniczkami, że poświęcenie znaczącego czasu na poprawianie omawianych słabości, niedociągnięć treningowych, jest możliwe i może przynieśc wymierne efekty. Tym bardziej, że widać pracę nad nimi, mozolnie są one korygowane, lecz dzieje się to za wolno, za mało skutecznie i mogą nie zdążyc, by osiągnąc zamierzone cele i rezultaty. Bardzo fachowi specjaliści powinni dac sobie z tym radę, nie zatracając przy tym już zdobytych umiejętności i wartości. Myślimy, że nasze championki są na to gotowe tak fizycznie, jak i mentalnie. Tylko „do dzieła”. Jeżeli tak się stanie, to, już nie długo, będą „nie do pokonania”.

niedziela, 11 marca 2012

11.03.2012r; Bieg na 30 km. kobiet w Holmenkolen - Oslo i skoki w Pucharze Świata

Justyna Kowalczyk najprawdopodobniej straciła szansę na zdobycie Kryształowej Kuli. W niedzielnym biegu na 30 km. techniką klasyczną, na wymagającej trasie pod Oslo, zajęła drugie miejsce. Wyprzedzona została, o prawie minutę przez Marit Bioergen, wygrała natomiast, po morderczej walce z Terese Johaug – obie zawodniczki z Norwegii.

Przebieg zmagań na królewskim dystansie był charakterystyczny dla aktualnego układu sił w czołówce P.Ś. Trzy zawodniczki prowadzące w punktacji generalnej szybko zdobyły znaczącą, stale powiększającą się, przewagę nad resztą stawki, w której przewodziły Norweżka K. Steira i Japonka M. Ishida. Pierwsze dwie premie punktowe /po 15pkt./ wygrywa Kowalczyk przed Bioergen/12pkt./. W tej fazie biegu Johaug słabnie, by po chwili, dołączyc do prowadzących. Trzecią premię, na 16,3 km., wygrywa już Bioergen. Johaug wyraźnie słabnie po raz drugi. Słabnie też Justyna. Bieg naszej zawodniczki staje się cięższy, a Norweżka, uskrzydlona po łatwej wygranej bonusu, bez wyraźnego wysiłku, co raz bardziej ucieka, powiększając przewagę nad słabnącą Polką. Cała ta sytuacja powstała po zmianie nart przed 3-cią premią. Bieg Justyny nie był już tak swobodny, jak w pierwszej części dystansu. Wydawac by się mogło, że servismeni nie trafili ze smarowaniem, jednak bardziej prawdopodobne jest osłabnięcie Kowalczyk. Tymczasem Johaug, która odpadła dosyć daleko, walcząc samotnie, ale ambitnie, powoli zaczyna zbliżać się do naszej reprezentantki, by na ok. 4 km. przed metą, dojść ją i stoczyc morderczy bój o 2-gie miejsce w końcowych fragmentach tego biegu. Przegrała. Justyna druga. Zwyciężyła, w swobodnym stylu, M. Bioergen, z przewagą ponad 50 sek. nad Polką i koleżanką z drużyny, T. Johaug oraz, również rodaczką, K.Steirą i Japonką M. Ishidą, które straciły do zwyciężczyni odpowiednio prawie 3 i pona3,1 min.
Korona „królowej nart” wyraźnie umocniła się na głowie M. Bioergen. Jej przewaga nad Kowalczyk wynosi 138pkt., co przy wyrównanym poziomie, ze znaczącym wskazaniem na Norweżkę, nie rokuje naszej zawodniczce końcowego sukcesu, mimo że ilośc biegów i punktów do zdobycia, teoretycznie, pozwala na taką ewentualnośc.


Swoboda i przewaga Bioergen w tym biegu, jak i dość niespodziewane „puszczenie” przez Justynę, nasuwa nam różne domysły i przypuszczenia. Najprościej można powiedzieć, że Bioergen w tym sezonie, będzie zdecydowanie lepsza. Ale czy do końca…? Jakkolwiek to pytanie będziemy rozumieć. Jej niewiarygodna postawa i forma może się potknąc w najmniej oczekiwanym momencie.
Przypominamy jeszcze, że w sobotnim biegu na 50 km. mężczyzn, również stylem klasycznym, zwyciężył po emocjonującym finiszu Norweg,  Eldar Roenning, przed Dario Cologną z Szwajcarii, który tym samym przypieczętował zdobycie Kryształowej Kuli -2012 i kolejnym Norwegiem Martinem Sundby. O wyrównanej stawce niech świadczy fakt, że 11- go na mecie Czecha M. Jaksę dzieliło od zwycięzcy 10,1 sek
Norwegia potwierdziła, że „królowanie” w narciarstwie biegowym należy się jej w zupełności, że jest to ich sport narodowy. Koczujący pod namiotami, piknikujący wzdłuż całej trasy i w okolicy mieszkańcy – kibice, tylko uzupełniają tą prawdę.
Kowalczyk i Cologna to „rodzynki”, którym należy się wielki szacunek, że potrafią z fantastycznym skutkiem wmieszac się w tą, norweską hegemonię.
Liczymy, że J. Kowalczyk nie odpuści, będzie walczyc do końca i pokaże charakter i godnośc  jednego z najlepszych  polskich  sportowców. Puchar Świata Justyna zdobyła już trzykrotnie. Olimpiada w Soczi  za dwa lata. Polka jest dużo młodsza od Norweżki. W technice i taktyce biegania, które ciągle poprawia, ma jeszcze dużo do zrobienia. Jesteśmy dobrej myśli.
Również na obiekcie w Holmenkolen, tego samego dnia, odbył się konkurs skoków  zaliczany do punktacji Pucharu Świata. W zawodach  tych, w których ,jak to ostatnio często bywało, wiatr, zmiany belki startowej i zawiłości punktowe z tym związane odegrały istotną rolę, wyniki padły dość zaskakujące. Na podium znaleźli się dwaj znakomici lotnicy /specjeliści od skoczni mamucich/, M. Koch z Austrii, który wygrał i Słoweniec -  Robert Kranjec 3 m. Przedzieli l ich Severin Freund z Niemiec. D. Ito z Japonii był 4-y a Szwajcar, S. Ammann – 5-y. Na uwagę zasługuje 7 lokata Piotra Żyły, dopiero 11-a, K. Stocha i dobra 12-a M. Kota. 24-y był, mozolnie zbierający punkty P.Ś., młody K. Murańka. W tak, zaskakujących swoją zmiennością i nieprzychylnością, warunkach atmosferycznych, rezultaty naszych skoczków wydają się niezłe, w porównaniu do rezultatów czołówki Pucharu Świata, która nie zachwyciła. G. Schlierenzauer był 16, A. Kofler – 9, A. Bardal-10, a T. Morgenstern, tak jak K. Miętus nie dostał się do finałowej serii. Wyniki te nie wpłynęły jednak znacząco na aktualną punktację P.Ś. 340 punktów dzieli pierwszego A. Bardala od 7-go R. Freitaga. Niewielkie stosunkowo różnice w czołówce tylko nieco mogą się zmienić, bowiem do końca sezonu pozostały dwa konkursy indywidualne i jeden drużynowy na mamucie w Planicy. Miejsce K. Stocha na podium wydaje się być bardzo wątpliwe, natomiast pierwsza szóstka, która sobie przed sezonem założył,  jest zupełnie realna. Generalnie jednak, miejsca pozostałych Polaków / tylko 19- jak dotąd, P. Żyły/, poza pierwszą 30-ką, są na pewno poniżej naszych oczekiwań.


Tak w biegach – oprócz J. Kowalczyk, inne nasze zawodniczki nie liczą się zupełnie, mężczyźni – też, w biathlonie, gdzie poziom naszej reprezentacji jest po prostu słaby, jak i w skokach, w których ciągle nie możemy dojść do  chociaż średnio – dobrego poziomu kilku zawodników, należy coś zmienić. Jak już kiedyś pisałem, zależy to od naszych władz sportowych. Przy odpowiednich warunkach, jakie można stworzyć czołowym zawodnikom i obiecującej młodzieży, ich ambicja i chęc podnoszenia poziomu sportowego pozwoli na osiąganie zadowalających, tak ich, jak i nas, kibiców, wyników.