poniedziałek, 27 lutego 2012

Polacy w Mistrzostwach Świata w Lotach Narciarskich w Vikersund - 24- 26.02 2012r


Pogoda, a w szczególności zmienne i silne wiatry, nie pozwoliły organizatorom przeprowadzić wszystkich zakładanych, konkursów w ramach tych mistrzostw. Odbyły się więc kwalifikacje i dwie serie punktowane do konkursu indywidualnego oraz już w przyzwoitych warunkach, w niedzielę, dwie serie konkursu drużynowego. Nie przeprowadzono serii treningowych, a także dwóch serii w konkursie indywidualnym. Mistrzostwa Świata w lotach, to najważniejsza impreza w tym roku dla skoczków, którzy rywalizują również w trwającym cały sezon, Pucharze Świata. Ich  atrakcyjnośc przyciąga media, które obligują organizatorów do przeprowadzenia tych zawodów w określonym czasie i formie. Nie można jednak wszystkiego robic „na siłę”, bowiem warunki atmosferyczne są obiektywne i mają swoje prawa, które muszą być respektowane przez organizatora. Ten z kolei ma prawa regulaminowe, których nie wolno mu obchodzić. Nakładające się na siebie trudności rodzą niedociągnięcia, nieporozumienia i nieścisłości, co skutkuje często niezadowoleniem zawodników, trenerów ,działaczy a przede wszystkim kibiców, publiczności, która przyszła oglądac ciekawe wydarzenie sportowe. Nie pomagają tu systemy punktowania, wydłużanie i skracanie rozbiegu, dodawanie i odejmowanie punktów za siłę wiatru/często w nieadekwatnych miejscach pomiaru/, przetrzymywanie na belce startowej lub kilkakrotne z niej „zdejmowanie” zawodnika, anulowanie serii po oddaniu skoku przez większość startujących itd. Do tego dochodzi budowa i zabezpieczenie oraz ulepszanie skoczni. Całe widowisko traci swoją atrakcyjnośc, przejrzystośc i często wypacza ostateczne wyniki. Z tymi problemami borykają się organizatorzy co raz częściej, paradoksalnie, wraz z postępem myśli technicznej. Myślimy, że ta myśl, zaowocuje w końcu racjonalnym rozwiązaniem  tych zagadnień, tak potrzebnym we współczesnym sporcie, z pożytkiem dla wszystkich zainteresowanych jego nieskomplikowaną atrakcyjnością.
Mistrzostwa, w tych dość niezwykłych okolicznościach, jednak się odbyły i przyniosły niekiedy, nieco zaskakujące rezultaty. Indywidualnie zwyciężył Słoweniec – Robert Kranjec przeg Norwegiem Rune Veltą i Austriakiem Martinem Kochem, który lądowanie zaliczył z upadkiem. Kamil Stoch był 10. Pozostali nasi zawodnicy uplasowali się w czwartej dziesiątce. Wyżej od naszych skoczków, oprócz Kamila, zostali sklasyfikowani zawodnicy z takich „potęg” skoków narciarskich jak Francja, Włochy czy Rosja.
Konkurs drużynowy, który, jak już wspomniałem, odbył się w niedzielę, w dobrych warunkach zakończył się zwycięstwem Austriaków przed Niemcami i Słoweńcami. Polacy zajęli 7 miejsce wyprzedzając nieoczekiwanie słabo spisującą się ekipę Finlandii. Na otarcie łez, Piotr Żyła, wyjątkowo dobrze skaczący w tym konkursie/niespodziewany wybryk formy?/, pobił rekord Polski w długości skoku, należący dotąd do A. Małysza, osiągając 232,5 m.
Niespodziewanie słabo wypadł w tych mistrzostwach K. Stoch, który, jak już wcześniej pisałem,  aspiruje do grona najlepszych zawodników. Jego dotychczasowe, systematyczne postępy rokowały znacznie lepszymi wynikami. Skocznie mamucie wymagają jednak od zawodników  nieco innych, specyficznych umiejętności, trochę bogatszych niż na tradycyjnych obiektach, i tego Kamilowi zabrakło. To doświadczenie na pewno zdobędzie i będzie jeszcze błyszczał na wszystkich skoczniach świata. Tego się spodziewamy i tego mu życzymy.
Postawa innych naszych skoczków pozostawia wiele do życzenia. Jak już niedawno pisałem, nie jest to jedynie ich wina. Nasze władze sportowe z PZN-em na czele, muszą uderzyć się w piersi  i skorygować  swoje działania. Polscy juniorzy na odbywających się prawie równolegle Mistrzostwach Świata zdobyli drugie miejsce. Wygrali Norwegowie, brązowe medale wywalczyli Austriacy. Srebrny medal wywalczył tez Aleksander Zniszczoł. W skład srebrnej drużyny weszli zawodnicy, którzy startowali już w Pucharze Świata, jednak bez powodzenia. Ich umiejętności, na razie, to wysoki, ale juniorski poziom. Chcemy, prosimy, domagamy się, by tych bardzo dobrze zapowiadajacych się chłopców nie zmarnowac , by stworzyć im warunki do prawidłowego rozwoju i dac szansę zostania czołowymi skoczkami świata.
Jak w kilku innych dyscyplinach sportowych, sukcesy młodzieży często rozmywają się w dalszej działalności organizacji odpowiedzialnych za rozwój sportu w Polsce.

Agnieszka Radwańska wygrywa w Dubaju 25.02.2012r


Aga wygrała wysoko notowany, tak punktowo, jak i finansowo, turniej WTA w Dubaju. Pozwoliło jej to zając 5 miejsce w rankingu WTA, najwyższe w jej karierze i automatycznie, w powojennej historii tenisa ziemnego w Polsce/kobiety, mężczyźni, deble, miksty/.
W finale pokonała w dwóch setach Niemke - Julie Gorges /7:5, 6:4/. Styl, w którym zwyciężyła nie zachwycił nas. Julia / 19 WTA/ grała bardzo nierówno, z przewagą złych okresów i niewymuszonych błędów. Nasza tenisistka bezlitośnie wykorzystywała słabości rywalki, grając „tak jak przeciwnik pozwala”, jednak na tyle skutecznie, by cały czas kontrolując grę, wykazac zdecydowaną wyższośc w tym pojedynku. Mecz, bez fajerwerków, raczej nudny widowiskowo ale na tyle ważny, że po wygraniu go, Agnieszka przesunęła się na 5 miejsce w rankingu najlepszych tenisistek na świecie. Prowadzi  Viktoria Azarenka przed Marią Szarapową, Petrą Kwitową i Karoline Wozniacki.
W turnieju w Dubaju nie grały jednak, z rożnych powodów, w ostatniej chwili wycofując się trzy pierwsze z w/w, a K. Wożniacki odpadła wcześniej. Zbieżnośc okoliczności, wysublimowana taktyka startów i co raz lepsza gra to raczej atuty w poczynaniach Polki. Abstrahując od tych dywagacji, eksperci, znawcy i media chwalą grę Agnieszki, jej postępy, stale poprawiane mankamenty i słabości przy zachowaniu nietuzinkowego, ciekawego i widowiskowego stylu, jaki reprezentuje nasza tenisistka. Jej finezja, pomysłowośc, umiejętna obrona i zaskakujący często, nie siłowy, lecz wysublimowany i skuteczny atak,  robią wrażenie tak na przeciwniczkach jak i obserwatorach. Przeciwstawienie tych walorów grze siłowej, wręcz atletycznej, lecz mało technicznej i urozmaiconej, może w/g wielu fachowców skutkować  dalszą zwyżką w rankingu, co oznacza możliwośc pokonania najlepszych obecnie zawodniczek na świecie.
Ulegając nieco nieformlnym regułom WTA, możliwości zarobienia bez większego wysiłku dość znaczącej sumki za udział, Radwańska zagra w niżej notowanych zawodach w Kuala Lumpur. Natomiast od 7 marca, mając wolny los w pierwszym meczu, wystąpi w Kaliforni, w liczącym się turnieju WTA -  Indiana Wells.    
Różne domysły, komentarze, plotki na temat jej trenerów, Wiktorowski,Bikic, Agnieszka ucina krótko; że jeżdżą z nią na zawody, niewiele wnoszą nowego, pomagają trenować a najważniejszy był i jest, jeżeli chodzi o tenis, jej ojciec – trener Robert Radwański.  

wtorek, 21 lutego 2012

Puchar Świata w biegach narciarskich po raz pierwszy w Polsce 17-18. 02. 2012r


Na polanie jakuszyckiej, koło Szklarskiej Poręby, dzięki  m.in. wspaniałej postawie naszej championki, Justynie Kowalczyk, odbyły się, po raz pierwszy na polskiej trasie, sprinty i biegi długie w narciarstwie biegowym. Organizatorzy stanęli na wysokości zadania i perfekcyjnie przeprowadzili te zawody; pod każdym względem. Nawet, najgroźniejsza rywalka Justyny, Marit Bioergen, została przywitana kwiatami/choć wiemy, jak ją „kochamy/. Wszyscy zawodnicy, goście, osoby towarzyszące na długo zapamiętają polską gościnnośc, doping i atmosferę,  jaką spotykali się podczas tych zawodów.
Trasa sprintu, choć przygotowana znakomicie, była trudna, nie tylko pod względem konfiguracji i różnorodności terenu, ale również z powodu warunków atmosferycznych, które uczyniły ją twardą, śliską i zmieniajacą się pod wpływem temperatury powietrza. Sprint odbywa się techniką dowolną, czyli łyżwową , która, jak wiemy, nie jest specjalnością Justyny, zwłaszcza na tak krótkim dystansie-1,6 km. Ciągle niewielkie, ale jednak, braki techniczne, do których sama się przyznaje, wraz z trudnym w tym dniu podłożem śniegowym i kiepską do tego pogodą, sprawiły, że Kowalczyk odpadła w cwiercfinale, minimalnie- o kilka centymetrów, przegrywając miejsce dające start w ½ finału. W tym samym biegu startowała także M. Bioergen, która uplasowała się za Polką i również odpadła z dalszej rywalizacji,  tracąc w sumie do Justyny 6 pkt. w Pucharze Świata. Małe to pocieszenie, ale zawsze…Przed jutrzejszym biegiem na 10 km. stylem klasycznym, to dobry prognostyk, zwłaszcza, że wszyscy, łącznie z nią, czują wyraźny niedosyt. Sama zaś Justyna, nie ukrywa, że przy tak fantastycznym przyjęciu na polskiej ziemi, nie może zawieść Polaków i chce pokazac się z najlepszej strony, co dla nas oznacza tylko jedno – zwycięstwo lub, co najmniej, podium. W tej konkurencji startowały, o dziwo, jeszcze inne nasze zawodniczki, z których dwie, bardziej znane,także odpadły w tej samej fazie zawodów, zajmując miejsca- 27 Sylwia Jaśkowiec  i 29- Agnieszka Szymańczak, skromnie punktując w Pucharze Świata , bo weszły do pierwszej trzydziestki. Obie panie tłumaczą swoje fragmentaryczne, i słabe przecież starty stanem zdrowia, kontuzjami przed lub po leczeniu itd. Pisałem o ich postawie i zaangażowaniu oraz zainteresowaniu władz narciarskich w innym miejscu. Obie jednak są zadowolone z tego, że udało im się wejśc do 30-tki i zdobyc kilka punktów. Czy my tak samo odbieramy te „osiągnięcia”? Pewno – nie.  Justyna Kowalczyk była 16 i wiemy, że też boryka się z przewlekłą kontuzją kolana, które po sezonie ma być operowane a startuje przecież ciągle i to z fantastycznym skutkiem.  Ona i Bioergen mają kolosalną przewagę nad pozostałymi uczestniczkami Pucharu Świata i takie potknięcie nie zagraża ich pozycji.
Z obowiązku podam miejsca na podium w sprincie kobiet: 1.I. Ingemarsdotter ze Szwecji, 2. M.C. Falla z Norwegii, 3. K. Randall z U.S.A. W podobnych konkurencjach Pucharu Świata w Szklarskiej Porębie startują także panowie. Nas jednak bardziej, ze zrozumiałych względów, interesuje rywalizacja pań.  Z dreszczykiem emocji i nadzieją czekamy na sobotni bieg na 10 km. 
Justyna Kowalczyk wygrywa w Szklarskiej Porębie. I to jak!!!
Bieg na 10 KM. techniką klasyczną na polanie w Jakuszycach, nasza zawodniczka wygrała z przewagą ponad 36sek. nad M. Bioergen i ponad 50 sek nad T. Johaug/ obie z Norwegii/ nokaut. Pozostałe zawodniczki z światowej czołówki straciły do tej trójki już dużo więcej. Bieg odbywał się w trudnych warunkach atmosferycznych /mgła/ i śniegowych/ mokry śnieg na twardym podłożu, zmieniający w miarę wyścigu, swoją temperaturę i konsystencję/. Narty ślizgały się, a do tego kilka podbiegów, w tym jeden dosyć sztywny. Servismeni Justyny, "szamani" z Estonii, doskonale stanęli na wysokości zadania. Zawodniczki startowały co pół minuty/ najlepsza - czerwona grupa - przedzielona słabszymi biegaczkami/. Nie było więc startu wspólnego, który byłby bardziej ciekawy/ wymóg FIS, czy trudności organizacyjne, co przy tej pogodzie, byłoby zrozumiałe/. Justyna rozpoczęła spokojnie, po 1,8 KM była 3-cia, za Bioergen i Johaug, jednak wszystkie trzy mieściły się w 1,5 sek. Na trzecim kilometrze Kowalczyk zaczęła odrabiać straty, by od 5-go, systematycznie powiększać przewagę nad Norweżkami. Był moment w drugiej części dystansu, że T. Johaug traciła do Bioergen tylko 4 sek. i pachniało dopiero trzecim miejscem najgroźniejszej konkurentki Justyny, co oczywiście bardzo by nam odpowiadało. Johaug jednak osłabła a Bioergen, której stanęła przed oczami jeszcze większa strata punktowa, zmobilizowała się i obroniła 2 pozycję powiększając nieco przewagę nad koleżanką z drużyny. Justyna odrobiła wiec stratę punktową i prowadzi z Bioergen 14 punktami w Pucharze Świata.
To co działo się w Jakuszycach w czasie i po biegu, zrobiło wrażenie na wszystkich uczestnikach tej imprezy. Totalna euforia, śpiewy 100 lat i atmosfera przypominająca Mistrzostwa Świata lub olimpijskie zmagania. Ta atmosfera, serdeczność, życzliwość i polskie przyjęcie dotyczy wszystkich ekip i zawodników/także panów, którzy na jakuszyckich traszch rownież rywalizowali w P.Ś./ biorących udział w tych zawodach. Na pewno na długo zostanie w ich pamięci. W kontekście tego o czym już pisałem, pozostałe nasze panie /a wystartowało ich kilka/ nie odegrały większej roli w tych zmaganiach. Kowalczyk była wzruszona i oczarowana. Marit Bioergen była również zachwycona i powiedziała,że chce tu wrócić. Organizacja na medal. My cieszymy się bardzo z przejęcia przez naszą "królową", żółtego plastronu liderki Pucharu Świata i sukcesu organizacyjnego zawodów w Szklarskiej Porębie. Mamy nadzieję, że nasze władze dostrzegły tą wspaniałą, pod każdym względem, imprezę.

poniedziałek, 6 lutego 2012

Kamil Stoch błysnął na skoczni w Predazzo


W miniony weekend 4/5 lutego 2012r, na szczęśliwej dla Polaków / złote medale Mistrzostw Świata i wygrane konkursy Pucharu Świata A. Małysza i nie tylko/ skoczni we włoskim Predazzo, nasz najlepszy skoczek znowu zaznaczył swoją obecnośc w światowej czołówce.
W sobotnim konkursie po dobrych /ale tylko dobrych/ skokach zajął VII miejsce, niewiele, jednak dość wyraźnie ustępując zawodnikom, którzy zajęli miejsca na podium; w kolejności Gregor Schlierenzauer, Severin Freud, Thomas Morgenstern.  Czuliśmy pewien niedosyt, który podzielał też Kamil. Zmienne warunki panujące na skoczni nieco tłumaczą naszego zawodnika w kontekście wpadek kilku liczących się skoczków,  ale nie do końca.
W niedzielę jednak było dużo lepiej. Przeanalizowano, poprawiono co trzeba i po dwóch pięknych skokach Kamil Stoch wygrywa zawody Pucharu Świata, oddając w II serii najdłuższy skok dnia, 131,5 metra. Wyprzedza Gregora Schlierenzuera/Austria/ i Andersa Bardala/Norwegia/. Wspaniale. Martwi jednak postawa pozostałych naszych zawodników. W sobotnim konkursie M. Kot i K. Miętus plasują się pod koniec trzeciej dziesiątki, a w niedzielę nikt poza Kamilem nie wchodzi do finałowej trzydziestki.
Wydaje się, że kariera K. Stocha rozwija się prawidłowo. Oby nie zgubiono tego, co już osiągnął i nie przegapiono tego, co może osiągnac. Spokojne i rozważne prowadzenie takiego, nie może spoczywać w rękach ludzi niekompetentnych, kierujących się często zasadami mogącymi zniweczyć prawidłowe zamierzenia i cele, dla swoich spektakularnych, niekiedy chwilowych, splendorów. Takie zagrożenie, zwłaszcza w polskiej rzeczywistości, istnieje. Na razie, Kamil chwali zespół, który z  nim pracuje, fizjoterapeuta, psycholog ,trenerzy itd. / może nie zna zaplecza czołowych ekip?/ Założeniem na ten sezon było wejście do pierwszej szóstki czołówki światowej. Itak się stało. Ma i powinien się w niej utrzymać. Na wygrywanie z najlepszymi, utrzymywanie formy na najwyższym poziomie przez cały sezon, na każdej skoczni , w każdych warunkach, przyjdzie jeszcze czas. Do tego trzeba dojść pracą, doświadczeniem, mając do dyspozycji fachowy, oddany, poparty funduszami zespół szkoleniowy i organizacyjny. Szkoda tylko, że nie możemy pochwalić się chociaż kilkoma zawodnikami , choć trochę zbliżonymi formatem do, przedtem Małysza a  teraz Kamila. Dlaczego, mimo jeszcze nie dawno osiągnięc/nawet tego nie ma obecnie/, w wieku juniorsko-młodzieżowym, nie możemy dochować się wyrównanej, ale dobrej kadry skoczków? Błąd tkwi chyba w wątpliwościach, jakie nasuwają się czytając powyższe fragmenty. Nie wszystko jest takie „cacy”. Małysz nie trenował z Tajnerem  w najlepszych swoich latach, jego sztab szkoleniowy  był  n i e   t y l k o wykwitem myśli i działań PZN., itd…
Bądźmy jednak dobrej myśli i miejmy nadzieję, że Kamil Stoch będzie rzeczywiście idolem naszej sportowej młodzieży i  dopiero rozpoczął drogę usianą medalami i pucharami, a PZN i polskie władze sportowe staną na wysokości zadania i poprawią sytuację w  polskich sportach zimowych.  

niedziela, 5 lutego 2012

Polscy szczypiorniści zagrają w kwalifikacjach olimpijskich


Mistrzostwa Europy w Piłce Ręcznej mamy za sobą. Niechlubne- 9 miejsce naszej reprezentacji, jeszcze nie dawno srebrnych i brązowych medalistów Mistrzostw Świata, powinno wstrząsnac  polskim szczypiorniakiem. I to solidnie, bowiem zarysowała się szansa występu na olimpijskich arenach w Londynie. Dzięki Duńczykom, których najpierw pokonaliśmy w Serbskich mistrzostwach, i którzy potem zdobyli tytuł Mistrzów Europy, dający automatycznie udział w turnieju olimpijskim, zwalniając dla nas miejsce w turnieju kwalifikacyjnym, ponieważ polska w ostatnich Mistrzostwach Świata zajęła miejsce 8, pierwsze,  nie dające szansy gry o paszporty do Londynu. Trener duńczyków  mówił przed meczem, że grają też dla nas, że wygrywając z Niemcami otworzyliśmy im drogę do walki o złoto; łatwo to mówic, walcząc o zwycięstwo w turnieju, przecież dla siebie.


Potwornie zróżnicowany poziomem gry naszej, i nie tylko/Francuzi poza podium/ reprezentacji turniej Mistrzostw Europy, w nieszczęściu zajęcia dalekiego miejsca, przyniósł nam jednak nadzieję na powrót do grona najlepszych drużyn Świata.  Czy musimy jednak wchodzić do walki tylnymi drzwiami, licząc na  przedziwny zbieg sprzyjających okoliczności ? Stac nas, na pewno, na więcej. Polskie władze sportowe i sztab szkoleniowy szczypiornistów muszą coś zmienić, naprawić, by polska piłka ręczna wróciła na należne jej miejsce w światowej elicie. Na taki sygnał liczymy już 6-8 kwietnia br, w turnieju kwalifikacyjnym  do Olimpiady, który odbędzie się w Hiszpanii.    

J. Kowalczyk – M. Bioergen Puchar Świata w Moskwie i Rybińsku


  W czwartek 02. 02. 2012r na łatwej, szerokiej, prawie 1,5-kilimetrowej trasie w Moskwie odbył się sprint narciarskiego Pucharu Świata. Nie startowały w nim czołowe norweżki, zmęczone jeszcze Tour de Ski i tylko częściowo, w związku z tym zaliczonymi,   Mistrzostwami Norwegii. Zwyciężyła w nim, wygrywając „po drodze” cwircfinał i półfinał, Justyna Kowalczyk. Pokonała w tych zawodach koalicję „reszty świata”: plejadę Rosjanek, które na swoim terenie koniecznie chciały wygrac / były II- Natalia Korosteliewa i III-Anastasja Dotsenko/, Amerykanki – specjalistki w sprincie, najlepsze sprinterki norweskie, szwedzkie i fińskie oraz Francuzki i Niemki. Pokonała też mit, że to nie jej konkurencja. Oczywiście, nie zawsze może ją wygrywać lub być na podium, ale nigdy nie zejdzie z wysokiego poziomu, jaki reprezentuje, a stać ją wręcz na zwycięstwa. Zwycięstwo to pozwoliło jej założyć żółty plastron liderki Pucharu Świata, z 38 punktową przewagą nad Bioergen. Już nazwano ją królową, carycą Moskwy.
Po tych zawodach, w nocy, z piątku na sobotę, „wylądowała” w mroźnym Rybińsku/ -24°C/, by rano zaliczyc trening/uff?!/, a w południe wystartować w biegu na 10 km techniką dowolną. Tym razem czołowe biegaczki norweskie z M. Bioergen i T. Johaug, stawiły się na starcie w komplecie. Justyna natomiast, choć bardzo wierząca w swoje siły i przygotowanie do sezonu ciągłych startów, musiała chyba odczuwać zmęczenie, a przede wszystkim, brak czasu na regenerację. Bieg rozpoczęła jednak bardzo dobrze. Trzymała się w, odskakującej coraz bardziej od „peletonu”, czołówce, w której biegły najgroźniejsze rywalki. Swobodnie, wydawałoby się, po podbiegu, wygrała „lotną premię” za 15 pkt. Uniosła nawet ręce w geście tryumfu, jakby wygrała finisz…. i zaczęły się „schody”. Prawie momentalnie jej bieg stał się ociężały, widać było zmęczenie. Powoli odpadała od prowadzących, a my przecieraliśmy oczy; co się stało? Uskrzydlona tą sytuacją Bioergen, „wożąc się” za dobrze dysponowaną Szwedką-Kallą, uciekała do przodu. Justynę wyprzedziło jeszcze kilka innych, czołowych zawodniczek. Bieg zakończył się dużym niepowodzeniem, by nie powiedzieć klęską, w przypadku Kowalczyk, zajęcia 7-go miejsca. Zwyciężyła Marit Bioergen przed Charlotte  Kallą i Therese Johaug. Justyna straciła też koszulkę liderki.
Niewątpliwy wpływ na taką sytuację miało „zmęczenie materiału”, brak snu i czasu na powrót organizmu do stanu „używalności”. Ten okres, tym razem, okazał trochę za krótki, mimo niesamowitych pod tym względem możliwości Justyny. I jeszcze coś, co kładzie się cieniem na, wydawało by się doskonałe zaopatrzenie naszej „królowej nart”. Otóż nie ma z nią na tych / a może na innych też/ zawodach, nie mówiąc o lekarzu, nawet, lub przede wszystkim fizjoterapeuty, który w takich przypadkach jest nieodzowny - tak jak serwisanci. Czekamy na jutrzejszy bieg łączony - 2 x 7,5 km techniką klasyczną i dowolną /czyli łyżwą/. Jest trochę więcej czasu na odpoczynek i odnowę biologiczną /i chyba po tej „wpadce”, psychiczną/.
Rybińsk, jest 05.02., mniejszy mróz /”tylko - 10°C/. Cała światowa czołówka pań rusza do 15- kilometrowego biegu łączonego, który częściowo pokrywa się z wczorajszą trasą. Szybko tworzy się trzyosobowa /Bioergen, Johaug, Kowalczyk/ grupka, która zdobywa co raz większą przewagę nad „resztą świata”. Justyna wygrywa pierwszą premię. Prowadzą na zmianę z Johaug /Bioergen „się wozi”/. Tak myślimy, ale już przed zmianą nart na styl łyżwowy, Marit zaczyna powoli „odpadac”.  Po zmianie, Johaug  z Kowalczyk co raz bardziej powiększają przewagę nad Bioergen. Przed drugą „lotną premią”, „maszynka”-Therese zaczyna się odrywać od Justyny i co raz wyraźniej odjeżdżać. Nasza zawodniczka powoli traci dystans, a Bioergen, już bardzo daleko, zaczyna byc systematycznie doganiana przez Ch. Kallę. Kowalczyk, widząc sytuację, nie stara się za wszelką cenę dojść, wspaniale dysponowanej T. Johaug, która wygrywa wyścig z ponad 20-sekundową przewagą nad  Kowalczyk. Gdyby dystans był trochę dłuższy, Bioergen /m. III/ mogła by wylądować na IV miejscu, które w końcu zajęła Szwedka, będąc już bardzo blisko Norweżki. Justyna odzyskała plastron liderki Pucharu Świata i wyprzeda Norweżkę o 2 pkt.
Okazało się, że wczorajsza słabsza postawa naszej Justyny, była trochę niefrasobliwym, może nie do końca przemyślanym, z racji wiary w niespożyte siły i możliwości, „wypadkiem przy pracy”. To jakby, ostrzeżenie. Nie znaczy to również, że będzie lekko. Koalicja skandynawska / a zwłaszcza, mocno podrażniona – norweska/, poparta „resztą świata”, nie odpuszczą w walce o małe i dużą kryształową kulę. 

środa, 1 lutego 2012

Co z Robertem Kubicą ? – czy jego gwiazda przygasła, czy tylko się przyczaiła?


Jeden z championów Formuły 1, nasz, polski kierowca, walczy o powrót do grona najlepszych. Na razie, planowo realizuje program rehabilitacyjny, który ma go doprowadzić do takiej sprawności, by w pełni swoich możliwości i zamierzeń mógł zasiąść za kierownicą bolidu.
Jak wiemy, mija rok od poważnego wypadku, jaki miał Robert na trasie rajdu Rondo di Andora, z którego wyszedł cudem, ale który pozostawił po sobie, obok mniej groźnych w skutkach urazów, uszkodzenia mięśni i przede wszystkim nerwów ręki/w części przedramienia i dłoni/, co na tą chwilę uniemożliwia mu pełnosprawne prowadzenie  samochodu  Formuły 1. Złamanie nogi w wypadku i niedawno, podobny uraz, nie są tak niebezpieczny, jak - właśnie uraz ręki  - i niewiadoma z powrotem jej do pełnej sprawności, która jest nieodzowna do prowadzenia bolidu.
Tyle wiemy na pewno. Natomiast spekulacjom dotyczącym stanu zdrowia, postępu w rehabilitacji, planów Roberta, angażu w „stajni” Ferrari, w ogóle występów w Formule 1, nie ma końca. Przecieki docierające do nas z różnych źródeł są niejasne, sprzeczne, pełne domysłów lub pragnień dobrego zakończenia problemów naszego kierowcy. Redaktorzy różnych agencji, mniej lub bardziej fachowych i znających się na sprawie, prześcigają się w prognozowaniu i spekulowaniu. Obóz Ferrari ma zaprezentować w piątek swój nowy bolid, perspektywiczny, bo na rok 2013, którego testowym kierowcą ma być Kubica. Ale to też wiadomośc nie z pierwszej ręki i nie oficjalna, jak i ta, że wtedy Robert będzie, obok Fernando Alonso, reprezentował Ferrari w wyścigach Formuły 1.
Sam Kubica milczy, jego menadżer też jest bardzo skąpy w wypowiedziach, medycy i szpitale mówią jedynie o zabiegach i operacjach, które wykonują. Wiemy też na pewno, że Robert zrobi wszystko, by wrócic do pasji swojego życia. Na pewno przeżywa psychiczne załamania, ale z wiarą i determinacją walczy ze swoimi urazami, z wyczerpującymi, w jego wypadku, wymogami rehabilitacji. Chcieć, to nie zawsze móc ,ale wiara czyni cuda. Dajmy mu spokój, nie wymagajmy wiadomości od niego samego, a tym bardziej od innych, niepewnych, źródeł. Z nadzieją czekajmy na szczęśliwe dla niego, a tym samym dla nas, zakończenie jego problemów. Ta nadzieja, co raz bardziej realna, to Robert Kubica za kierownicą bolidu Formuły 1. Tego mu życzymy.