sobota, 21 kwietnia 2012

Bogdan Wenta zrezygnował z prowadzenia reprezentacji Polski w piłce ręcznej.


To dobra, odpowiedzialna decyzja. Widząc swoją, pewnego rodzaju, „niemożność”, wyraźny zastój i stagnację naszej reprezentacji, co przekłada się, na co raz gorsze wyniki, kończy /przynajmniej na razie/ wielką i owocną przygodę z kadrą polskich szczypiornistów. Zaufanym mówił już o tym jeszcze w Hiszpanii, po nieudanych kwalifikacjach olimpijskich w Alicante. Potem, oficjalnie, że z kadrą, z którą zaczynał od przysłowiowego zera, nie chce się rozstać. Jednak w czwartek, 19. 04., w siedzibie swojego klubu Vive Targi Kielce, na specjalnie zwołanej konferencji prasowej, poinformował o zakończeniu swojej współpracy z reprezentacją Polski w piłce ręcznej mężczyzn.
Starsze pokolenie kibiców pamięta go jako wspaniałego reprezentanta Polski, wartościowego i błyskotliwego gracza „Wybrzeża”, które toczyło boje w derbach ze „Spójnią”- Gdańsk, „Grunwaldem”- Poznań, z klubami ze Śląska i innymi drużynami polskiej ligi piłki ręcznej. Później był reprezentantem Polski i Niemiec, grał w klubach europejskich i trenował europejskie kluby. Ale to już dość odległa historia.
 Gdy osiem lat temu obejmował naszą reprezentację, polska piłka ręczna była w pokaźnym dołku.  Pod jego wodzą Polacy, bardzo znacząco zaistnieli na arenie międzynarodowej. Od 10 miejsca na M.E. w Szwajcarii w 2006r., srebrny medal Mistrzostw Świata w Niemczech w 2007r., Puchar Świata i 5 miejsce, rok później, na Olimpiadzie, w Pekinie, brąz M. Ś. w 2009r.w Chorwacji, 4 miejsce na M.E. w 2010r.w Austrii, to sukcesy, które na pewno możemy przypisac do kariery trenerskiej B. Wenty. Potem już było co raz gorzej, do braku kwalifikacji na Olimpiadę w Londynie, co stało się w tym roku, na Mistrzostwach Europy w Serbii/ 9 m./ i turnieju kwalifikacyjnym w hiszpańskim Alicante.
 Myślimy, że Wenta się nie „wypalił”, ale zrozumiał, że w obecnej sytuacji, z tymi zawodnikami, którymi dysponuje, bez właściwego i perspektywicznego zaplecza, niewiele może zdziałać. Nie czekając na odgórne decyzje, „podał się do dymisji”, oddając się do dyspozycji Polskiego Związku Piłki Ręcznej. Dalej będzie prowadził klub Vive Targi Kielce. Ta funkcja kłóciła się trochę z prowadzeniem kadry. Na pewno z jego wiedzy, doświadczenia i umiejętności powinni, od zaraz, skorzystać polscy decydenci, bo skandalem byłoby odsunięcie Bogdana Wenty od działania we władzach piłki ręcznej. Również nasi czołowi zawodnicy, z doświadczeniem zdobytym w najlepszych europejskich klubach, mają  byc liczącym się głosem doradczym i szkoleniowym w poczynaniach związku.
Niemożnośc, o której wspomniałem, nie bierze się z braku umiejętności, czy kwalifikacji trenerskich. Jest ona spowodowana zbyt mocnym uwierzeniem w kilkunastu, jeszcze nie dawno, bardzo dobrych, grających w najlepszych klubach europejskich, zawodników, którzy swoje najlepsze lata mają już, od jakiegoś czasu, za sobą. Zawierzeniu, czy poddaniu się błędnemu, z wieloma niedociągnięciami, systemowi organizacyjnemu naszej piłki ręcznej. Władze sportowe, mając tak dobrego szkoleniowca, spoczęły na laurach i nic nie zrobiły, by ten system ulepszyć, dostosować do europejskich standardów.  Wręcz odwrotnie, ulegając ambicjom kilku, a właściwie , dwóch polskich klubów, doprowadziły do stagnacji i jakby odwrotu polskiego szczypiorniaka z aren międzynarodowych, bo nawet te kluby co raz mniej się liczą w rozgrywkach europejskich. Nadmieniałem już o tym w jednym z poprzednich artykułów, pisząc o niepowodzeniu w Alicante. Brak zaplecza, szkolenia i garnącej się do tego sportu młodzieży, spektakularne – prawie prywatne interesy działaczy i trenerów klubowych, brak zainteresowania szerszym, perspektywicznym spojrzeniem naczelnych władz sportowych, to tylko niektóre powody kolejnej, grożącej nam, zapaści w polskiej piłce ręcznej.  Od niej może nas uratować chyba cud, albo szybka, zdecydowana reakcja odpowiedzialnych „czynników”, która pozwoli, w miarę bezboleśnie, wyjść z tego dołka.
 Kadrę, po tak charyzmatycznym trenerze, powinien chyba obiąc  równie dobry, albo jeszcze lepszy, zagraniczny szkoleniowiec / może skandynawski?/, a szybkie i skuteczne rozwiązania szkoleniowo-organizacyjne, pozwolą poprawić /przywrócić/ dobry wizerunek polskiej piłce ręcznej na świecie. Tego z pewnym niepokojem, ale i nadzieją oczekujemy.

piątek, 20 kwietnia 2012

Mistrzostwa Europy w żeglarskiej klasie „Star”- San Remo


Radosne i obiecujące wieści nadeszły z włoskiego San Remo.  U wybrzeży tego kurortu, nasza eksportowa załoga, Mateusz Kusznierewicz i Dominik Życki zdobyła Mistrzostwo Europy w olimpijskiej klasie „Star”.
Jest to duży, ale i bardzo znaczący sukces naszych żeglarzy. Tego tytułu nie udało się im jeszcze zdobyc, choć byli już Mistrzami Świata w 2008 roku, a w dwóch ostatnich latach M.E. kończyli na drugim miejscu. W zawodach we Włoszech startowali, jak większość liczących się teamów, ze względu na bardzo zmienne i trudne warunki wietrzne, ze zmiennym szczęściem. Organizatorzy, chcąc nadrobić zaległości czasowe, puszczali biegi w warunkach często urągających żeglarstwu.  Wygrali tylko jeden wyścig, raz byli drudzy i raz zajęli trzecie miejsce, dwa razy uplasowali się na siódmym miejscu. Mimo tak zróżnicowanych lokat udało im się zdobyc  złoty medal. Srebro, dość nieoczekiwanie,  wywalczyli Szwedzi, Fredrik Loof i Max Salminen, a brąz Norwegowie , S.E. Melleby i M.P. Pedersen. Nieoczekiwanie, bowiem największymi rywalami naszej załogi, według Mateusza, będą teamy Brazylii, Niemiec, Anglii, Francji i Nowej Zelandii. Tak sądzi po wynikach ostatniego Pucharu Świata na Majorce, w którym, w podobnych warunkach zajęli 11 miejsce. Cieszy fakt, że po tym niepowodzeniu wyciągnęli właściwe wnioski taktyczno- techniczne, co pozwoliło im wygrac Mistrzostwa Europy i zdobyc prestiżową pozycję przed zbliżającymi się Mistrzostwami Świata we Francji / za dwa tygodnie/ i oczywiście zawodami olimpijskimi w Londynie. Wynika z tego, że przygotowania idą we właściwym kierunku i forma naszej załogi rośnie, co pozwala nam myśleć z optymizmem o / nie ukrywajmy/ zdobyczy medalowej na Olimpijskim akwenie.
Nadmieńmy, że Kusznierewicz, nasz znakomity kiedyś finnista /złoto w Atlancie-1996/, jest jednym z najmłodszych z czołówki światowej żeglarzy w tej klasie, mając lat 37 i w związku z tym jeszcze wiele znakomitych startów przed sobą.
Spodziewamy się również, o czym już wcześniej pisałem, walki o medale naszych wind-surfingowców, z Przemysławem   Miarczyńskim i  Zosią  Klepacką na czele, którzy po ostatnich, liczących się wynikach, zaostrzyli nam apetyty na medalowe osiągnięcia.

wtorek, 10 kwietnia 2012

Mistrzostwa Świata w Kolarstwie Torowym w Australii, 5 – 8. 04. 2012r.


W miniony, świąteczny weekend,  na torze w Melbourne, zakończyły się M. Ś. będące generalną próbą i sprawdzianem formy przed Igrzyskami Olimpijskimi w Londynie. Można uznac, że układ sił w tej dyscyplinie niewiele się zmienił. Z niewielkimi, zaskakującymi wynikami, zawodnicy z państw, które do tej pory dominowały w kolarstwie torowym, w dalszym ciągu liczą się w rywalizacji międzynarodowej.
Niezmiernie cieszy fakt, że w klasyfikację medalową wmieszała się reprezentacja Polski. Dzięki znakomitej postawie Katarzyny Pawłowskiej w konkurencji scrath/10 km./, która zdobyła złoty medal, uplasowaliśmy się w niej na 8 miejscu. Niedoścignione, tradycyjnie, były ekipy podległe koronie brytyjskiej, a więc Australii i Anglii, które zdobyły po 6 złotych, 3 brązowe oraz odpowiednio 4 i 2 srebrne medale.  Dzielnie sekundowała im reprezentacje Nowej Zelandii z 1 złotym i 4 brązowymi krążkami. Przed nami uplasowały się jeszcze reprezentacje Niemiec, Francji,  Rosji i Belgii. Pozostali nasi reprezentanci wypadli przeciętnie, plasując się przeważnie w drugiej dziesiątce w swoich konkurencjach. Niefortunny upadek Małgorzaty Wojtyry na pewno pozbawił ją  jednej z czołowych lokat w konkurencji omnium.
Nasi zawodnicy są na dobrej drodze do lepszego przygotowania się do Olimpiady. Nowy, nowoczesny tor w podwarszawskim Pruszkowie, na pewno przyczyni się do podniesienia poziomu naszych torowców i spopularyzowania tej dyscypliny wśród młodych adeptów kolarstwa torowego. Nie jesteśmy w tej dyscyplinie zupełnymi „kopciuszkami”. Nasi zawodnicy osiągali bardzo dobre wyniki, nie wyłączając medalowych, by wspomnieć tandemy i niezapomnianego Kierzkowskiego w 1 KM ze startu zatrzymanego , jak również nieco bliższe nam imprezy europejskie i światowe.  Od pewnego czasu zaczynają się też liczyc nasze panie. Jesteśmy dobrej myśli i czekamy na znaczące rezultaty reprezentantów Polski.

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Piłka ręczna – kadra Wenty upokorzona przez Hiszpanów w turnieju kwalifikacyjnym do Londynu-2012 w pierwszy dzień Świąt Wielkanocnych. Alicante rozwiało nasze marzenia o Olimpiadzie, na którą pojadą reprezentacje Hiszpanii i Serbii.


Klęską -  22 : 33, z gospodarzami  zakończył się mecz ostatniej szansy białoczerwonych na turnieju w Hiszpanii. Tragiczna I połowa spotkania przegrana t.zw. „świńskim remisem” 18 : 9, nie spowodowała otrząśnięcia się naszej reprezentacji z marazmu. Hiszpanie, grający na luzie i zbytnio się nie przykładając, wygrali drugą połowę spotkania -15 : 13. Była to najwyższa przegrana turnieju, aż wstyd.
Cały turniej bezlitośnie obnażył słabości polskiej piłki ręcznej. Drużyna jeszcze nie dawno zaliczana do ścisłej czołówki światowej cudem wygrywa z nieliczącą się Algerią jedną bramką, męcząc się okrutnie w całym meczu, a szczególnie w końcówce, by nie dopuścic do remisu. Nie udało się tego dokonać dzień później w spotkaniu z Serbią. Prowadząc w ostatnich fragmentach meczu trzema bramkami a na niecałe dwie minuty przed końcem 2-ma nasi chłopcy remisują -25 : 25.
Oglądając naszą reprezentację ma się wrażenie, że to nie ta sama drużyna, która odnosiła sukcesy na arenie światowej i europejskiej, zdobywając brązowy medal na M. Ś. w 2009r. i rok później 4-e miejsce na M. E. w Austrii. Te zawody były jednak początkiem regresu polskiej piłki ręcznej. W 2011r. plasujemy się na VIII m w mundialu w Szwecji, by w tym roku zając IX m na M. E. w Serbii. To jednak jest ta sama drużyna – ale tylko, z nielicznymi wyjątkami, osobowo. Lata lecą a chłopcy, a właściwie panowie, włączając w to trenera,  myślą, że grając tak samo /a przecież tak nie jest/, można utrzymać się na wysokim poziomie. Mankamenty Polaków można, wręcz wyraźnie, wypunktować. Najważniejsze i najbardziej widoczne z nich to: przygotowanie kondycyjne, podstawowe elementy ogolno-rozwojówki , takie jak szybkośc, gibkośc i zwinnośc, wytrzymalośc, siła, dalej - zmysł taktyczny, bezradnośc w zachowaniach na parkiecie, skuteczność rzutowa itd. Podobna sytuacja jest w rozwiązaniach taktycznych, a właściwie ich braku. Grając w przewadze liczebnej nie tylko nie zyskujemy bramek, ale je tracimy. Momentami, na tle dobrze grających przeciwników, jest to niekiedy żenujące.
Wspomniane sukcesy nie przełożyły się na poprawienie systemu rozgrywek ligowych i spopularyzowanie piłki ręcznej na tyle by odczuły to kluby, a nabór utalentowanej młodzieży stał się dla nich przyjemnym i owocnym obowiązkiem. Polska liga piłki ręcznej, z dwoma silnymi, jak tylko na polskie warunki, klubami, z zawodnikami, którzy grali lub jeszcze grają w silnych ligach n.p. niemieckiej czy hiszpańskiej / choć znacząco wracają nie mieszcząc się w składach lub nie wytrzymując dużego obciążenia treningowo-startowego/, bez zaplecza młodzieżowo-juniorskiego, nie jest w stanie sprostac współczesnym wymogom tej dyscypliny. W tej sytuacji czkają nas lata posuchy. Polskie władze sportowe z władzami związku na czele, muszą się z tym problemem jak najszybciej uporac. O polskiej piłce ręcznej trzeba pomyśleć, używając modnego słowa, globalnie, odpowiedzialnie i w miarę szybko. Zdajemy sobie sprawę, że budowanie na nowo, tego co stracone, nie będzie łatwe. Mamy jednak dobre tradycje. Polacy już w okresie międzywojennym grali, może nie z wybitnymi osiągnięciami, ale z powodzeniem w 11-osobowego, później 9-osobowego szczypiorniaka. Po wojnie, w czasach Krajów Demokracji Ludowej, już w 7- osobowej piłce recznej, osiągaliśmy sukcesy w „Pucharze Bałtyku”.  Mamy wartościowych, znających swój fach, cenionych za granicą, szkoleniowców / nie wyłączając B. Wenty/ i kwestia pewnego skostnienia na pewno jest do naprawienia. Powrót do czołówki światowej powinien się odbyc jeszcze za pamięci i na bazie doświadczeń dotychczasowej kadry. Mamy nadzieję, że tak się stanie i nasza, na pewno odmłodzona, reprezentacja przysporzy nam jeszcze wielu emocjonujących i radosnych przeżyć sportowych.

niedziela, 1 kwietnia 2012

Życiowy sukces A. Radwańskiej na kortach w Miami -31. 03. 2012r

Turniej WTA Tour, na twardych kortach w Miami, jest uważany za „piątą lewę Wielkiego Szlema”. W sobotę  Agnieszka Radwańska, po wspaniałej grze, wygrała finał tego turnieju z Marią Szarapową -drugą rakietą świata,  2 : 0 w setach  7 : 5, 6 : 4. Jest to też największy sukces w historii polskiego tenisa.
Agnieszka Radwańska pokonała Marię Szarapową w finale w Miami i odniosła największy sukces w karierze! Mecz, stojący na bardzo wysokim poziomie, był popisem gry naszej reprezentantki. Mądrośc, rozwaga, nie uleganie emocjom, precyzja,  umiejętna różnorodnośc i tempo gry,  poprowadziły Agnieszkę do zwycięstwa nad równie dobrą w tym dniu, szukającą często nietypowych jak na nią, zagrań, faworytką tego spotkania – Rosjanką. Stąd też spotkanie to, było dla koneserów tenisa, pięknym i wartościowym widowiskiem. Każda z pań wygrywała swoje gemy serwisowe. Radwańska miała nieco bardziej nerwowe sytuacje, bowiem w trzech z nich obroniła break pointy Szarapowej. Jednak w decydujących końcówkach stów przełamywała serwis  Marii, co dało jej tak upragnione dla niej i dla nas zwycięstwo. W drodze do finału nasza tenisistka pokonała m. in. Amerykankę -  Venus Williams, w cwiercfinale i  Marion Bartoli z Francji,  w półfinale. Mówiło się, że obie zawodniczki nie były w najlepszej dyspozycji w pojedynkach z Agnieszką z powodów zdrowotnych i kontuzji, co jednak nie przeszkodziło im w dojściu do tych etapów turnieju. Wyjście na kort oznacza pełną gotowośc do gry i wspomniane dolegliwości nie powinny mieć miejsca lub być, nawet pewnego rodzaju, usprawiedliwieniem .  Mogły przecież „skreczowac” swoje mecze z Radwańską. Sukces jest więc niewątpliwy i pewny. W całym turnieju nie straciła nawet seta. Progres formy i umiejętności  Agnieszki  jest widoczny. Z  Szarapową i Venus nasza tenisistka wygrała do tej pory tylko jeden raz, notując po 6 i 8 porażek, a M. Bartoli wyeliminowała w cwiercfinale pierwsza rakietę świata – V. Azarenkę, z którą Agnieszka przegrała ostatnio cztery pojedynki. Faktem jest, że w/g wielu fachowców, tenis pań, nawet, a może zwłaszcza, na najwyższym poziomie,  jest nieprzewidywalny, co nie umniejsza absolutnie wspaniałego sukcesu Radwańskiej na Florydzie. Uważają oni również, że styl, jaki reprezentuje nasza zawodniczka może być skuteczny w walce z dominującym obecne na kortach siłowym, mało atrakcyjnym i mało widowiskowym „ rąbaniem”. Mówi o tym w swoich komentarzach także nasza legenda tenisa, Wojciech Fibak, wróżąc Agnieszce kolejne, zwycięskie, kroki w drodze na szczyt rankingu WTA.
Nasza Asia zarobiła w tym turnieju ponad 700 tys. dolarów i 1000 pkt. w rankingu, broniąc 250 za ubiegłoroczny cwiecfinał, a więc praktycznie 750. Mimo to nie przeskoczy 3-ciej, Petry Kvitowej. Zbliży się jednak do niej na 385 pkt., co przy utrzymaniu takiego, a właściwie zwyżkującego poziomu gry w następnych zawodach WTA, rokuje kolejny awans.
Wydaje się, że postac Tomka Wiktorowskiego, bardzo zrównoważonego,  nieprzeszkadzającego, a raczej swoim spokojem pomagającego, obecnego już od pewnego czasu trenera, delegowanego przez P.Z.T., odgrywa bardzo pozytywną rolę w turniejowych i nie tylko zmaganiach Agnieszki. Jednak czołową i kluczową postacią w karierze Radwańskiej był i jest  /choć już nie bezpośrednio/ jej ojciec, Robert Radwański, któremu praktycznie zawdzięcza wszystko, co do tej pory osiągnęła. My też podziwiamy i gratulujemy Agnieszce. Życzymy jej i młodszej siostrze – Urszuli, która robiąc stełe postępy, powoli  pnie się w rankingu,  jeszcze wielu sukcesów i radości – także z okazji zbliżających się Świąt Wielkanocnych.